Elizabeth Lim „Tkając świt”
Uwielbiam powieści w stylu „Tkając świt” – pełne magii, romansu, lekkie, z ciekawie wykreowanym światem i intrygującymi bohaterami. Owszem, pojawiają się i słabsze pozycje, przy których nudzę się jak ten przysłowiowy mops (chociaż cały czas się zastanawiam, co ma ta rasa psa do nudy) to nadal z chęcią sięgam po fantastykę młodzieżową.
Jak więc wypadła książka Elizabeth Lim?
Inspiracja z chińskiej baśni
Maia żyje w świecie, w którym kobiety prowadzą dom, mogą być gwarantem sojuszów politycznych i nic więcej. Ojciec bohaterki jest szanowanym krawcem, a jego córka z chęcią uczy się fachu, chociaż wie, że jest skreślana ze względu na płeć. W Wojnie Pięciu Zim Maia traci dwóch braci, co załamuje Babę. Jeden z nich wraca, ale okaleczony. Gdy w pracowni pojawia się pracownik pałacu, minister, z zaproszeniem dla Baby do wzięcia udziału w konkursie na nadwornego krawca, Maia wie, że to szansa dla jej rodziny, aby już nigdy więcej nie przymierali głodem. Przebiera się za chłopaka, podaję się za najmłodszego syna mistrza Tamrina, udaje się do pałacu, aby stanąć do pojedynku z najlepszymi krawcami w kraju.
Okazuje się, że w pałacu jest ktoś, kto może odkryć jej sekret. Oczy Lorda Czarodzieja zdają się przenikać ją na wskroś i znać jej wszystkie tajemnice.
Elizabeth Lim miała rewelacyjny pomysł na historię Mai. Akcja rozgrywa się w baśniowej krainie, A’landi, a autorka nie dała nam poznać jej całej. Jeszcze wiele tajemnic zostało do odkrycia, a że uwielbiam poznawać nowe światy, chętnie sięgnę po kolejną część. W „Tkając świt” dzieje się bardzo dużo. Gdy rozpoczniecie lekturę, nie spodziewajcie się, że będziecie mogli wziąć chociaż jeden głębszy oddech. Książkę czyta się szybko, jest napisana lekko i od pierwszych stron intryguje na tyle, że trudno się od niej oderwać. Autorka wie, jak zaintrygować czytelnika, aby został z nią do końca.
Co za dużo to nie zdrowo?
Konkurs na nadwornego krawca nie jest głównym wydarzeniem w tej książce. To, co dzieje się później to pełna przygód i niebezpieczeństw podróż, którą śledziłam z wielkim zaangażowaniem. Jednak to, że w książce dzieje się dużo, to również wada. Dlaczego? „Tkając świt” nie jest objętościowo sporą książką, więc napchanie w pierwszy tom tylu wydarzeń powoduje, że niektóre wątki zostały pominięte i potraktowane po macoszemu – tak jak postać cesarza, Lady Sanari czy szansesa. Chociaż stanowią oni tło wydarzeń, to mają w sobie coś, dzięki czemu ta historia nabiera smaczku i pazura. Tło politycznie nie zostało zbyt wyraźnie nakreślone, bo autorka skupiła się na romansie.
Nie mam nic do wątku romantycznego w fantastyce młodzieżowej. W tej spodobała mi się jego subtelność na początku i charyzmatyczność męskiego bohatera. Jednak w drugiej połowie książki miłość przejmuje główną rolę, co nie byłoby złe, gdyby ta książka miała jeszcze dodatkowych 200 stron. W tym przypadku wszystko, co nie pozwoliłoby zginąć tej historii wśród podobnych, zostaje stłamszone i odsunięte na dalszy plan.
Maia to bohaterka która nie irytuje, nie wzbudza negatywnych emocji, chociaż jej końcowe decyzje są niemądre. Dziewczyna jest sumienna, dokładka i chce zrobić wszystko, aby zapewnić swojej rodzinie godny byt, nawet jeżeli za zdemaskowanie grozi jej kara śmierci (zupełnie tak, jak w przypadku Mulan). Chętnie zobaczę, w jakim kierunku pokieruje ją Elizabeth Lim w kolejnej części.
Autor: Elizabeth Lim
Tłumaczenie: Kaja Makowska
Tytuł: Tkając świt
Tytuł oryginalny: Spin the Dawn
Seria i nr tomu: Krew Gwiazd #1
Wydawnictwo: We Reed YA
Wydanie: I
Data wydania: 2021-03-23
Kategoria: fantastyka młodzieżowa
ISBN: 9788366657359
Liczba stron: 423
Ocena: 7/10