Polskość bywa męcząca | Elżbieta Cherezińska „Turniej Cieni”
To nie jest moje pierwsze spotkanie z prozą pani Elżbiety Cherezińskiej. Po fenomenalnej „Hardej”, którą pochłonęłam w dwa wieczory, przyszła pora na „Turniej Cieni”. Powieść niezwykle ważną dla nas, Polaków, bo autorka jak nikt inny potrafi przenieść czytelnika do czasów, o których pisze. I o ile w „Hardej” wad nie znalazłam, to „Turniej Cieni” aż tak mi się nie spodobał.
Dlaczego?
Od razu zaznaczę, że to moja recenzja, to są moje subiektywne odczucia i nie umniejszam ani talentowi autorki, ani wielkości Turnieju. Doceniam kunszt, kreacje bohaterów, wydarzenia, język, ale między mną, a książką nie zaiskrzyło.
Lata 30 XIX wieku.
Kluczem do panowania nad Azją jest Afganistan, o który Wielka Brytania rywalizuje z Rosją. W Wielką Grę, nazywaną przez Rosjan Turniejem Cieni wplątane są losy Polaków: Jana Witkiewicza – młodzieńca ułaskawionego z wyroku śmierci i zesłanego na Syberię, Adama Gurowskiego – ucznia Hegla i przyjaciela Heinego, arcyzdrajcy sprawy polskiej, a także Rufina Piotrowskiego – prostego żołnierza i najsłynniejszego uciekiniera z syberyjskiej katorgi. W śniegach Syberii, na gorących piaskach afgańskich pustyń i wybrzeżach Morza Czarnego trwa Wielka Gra. Bohaterowie rzucają cienie, ktoś jednak pociąga za sznurki marionetek. Fascynująca opowieść o Polsce. O ludzkich losach, przeznaczeniu, zdradach i niezłomności. (opis pochodzi od wydawcy).
Zaciekawiła mnie akcja i czas, w którym akcja książki się rozgrywa. Nie lubiłam na lekcjach historii tego okresu, ale nie przekreśliłam z tego powodu tej powieści; raczej miałam nadzieję, że proza autorki odczaruje Polskę w XIX wieku. Elżbieta Cherezińska swoim „Turniejem Cieni” mnie zaintrygowała; zaczęłam dostrzegać pewne aspekty, ludzi i wydarzenia, o których nikt mi wcześniej nie wspomniał. Rozpaliła moją ciekawość i skłoniła do zgłębiania tematu jeszcze bardziej. Akcja biegnie do przodu, a czytelnik, wraz z bohaterami podróżuje po świecie – odwiedza Londyn, Rosję, Bliski Wschód oraz oczywiście, Polskę pod zaborami. Napięcie rośnie ze strony na stronę, serce bije coraz szybciej i naprawdę byłam zaintrygowana tym, co wydarzy się lepiej. Ba, czytając, czułam się, jakbym przeniosła się do lat 30 XIX wieku.
Na uwagę zasługują również kreacje bohaterów. Autorka tchnęła w postacie życie, dała im wady i zalety, uczyniła ich prawdziwymi, realnymi, przez co czytelnik czuje do nich sympatię podczas lektury (bądź przeciwnie). Ba, nawet drugo czy trzecioplanowe postacie zostały bardzo dobrze wykreowane.
A więc co takiego było w „Turnieju Cieni”, że między mną a książką nie zaiskrzyło? Nie potrafiłam się wczytać w tę historię. Doceniam jej aspekty pojedynczo, ale nie potrafię połączyć ich w jedną całość, dzięki której nie mogłabym się oderwać od tej książki. Nie przeszkadzał mi język, jakim posługiwała się autorka, bo dość szybko wczytałam się w tę historię. Nie jest to moje ostatnie spotkanie z twórczością autorki, bo nie uważam „Turnieju cieni” za kiepską książkę.
Za możliwość przeczytania książki dziękuje wydawcy.