„Miłość pod jednym dachem” | Czy nowy romans Netfliksa da się oglądać?
Dzisiaj nie o książce, a o filmie, który udało mi się ostatnio obejrzeć. Nowość do Netfliska „Miłość pod jednym dachem” zwrócił moją uwagę okropnym tytułem i ciekawym zwiastunem. Spodziewałam się lekkiej komedii romantycznej, dość schematycznej, ale wciągającej i intrygującej. Takiej, przy której będę mogła się wyłączyć i dać ponieść akcji bez zbędnych przemyśleń; gdzie będę gorąco kibicować bohaterom, a w momencie kłótni, będę płakać razem z nimi. Lubię produkcję, gdzie to miłość gra główne skrzypce, a emocje aż we mnie uderzają.
Gabrielle mieszka w San Francisco i jest architektem. Uwielbia nowoczesne i ekologiczne rozwiązania. Niestety – w jednym czasie traci pracę (w której nie jest traktowana poważnie) i chłopaka. W wyniku tych zdarzeń postanawia zaryzykować i wziąć udział w konkursie, w którym do wygrania jest hotel w Nowej Zelandii. Dziewczyna wygrywa i wyrusza w podróż w nieznane. Trafia do małego miasteczka, gdzie wszyscy się znają, a zanim ona dotrze do swojej nowej nieruchomości, mieszkańcy miasteczka wiedzą, że przybyła. Niestety, hotel jest bardzo zaniedbany. Gabrielle postanawia go wyremontować i spełnić swoje marzenie. I jest jeszcze on – Jake, miejscowy przystojniak z przeszłością. Pomaga kobiecie doprowadzić budynek do perfekcyjnego stanu.
Jak potoczą się losy dwójki bohaterów, można się domyślić. W tym filmie schemat schematem schemat pogania, ale jak już kiedyś wspomniałam, mi to nie przeszkadza (zarówno w książkach jak i w filmach) jeżeli autor/twórca ciekawie to obuduje. Niestety, po intrygującym i zabawnym początku, było coraz gorzej. Nie chodzi mi o wątek romansowy, bo wiadomo, jak potoczą się losy bohaterów, ale jeżeli nie chcecie czytać, omińcie ten fragment (SPOILER). Garielle i Jake zakochają się w sobie podczas wspólnych prac, cos ich ze sobą skłóci, ale na końcu się zejdą i będą żyć długo i szczęśliwie (KONIEC SPOILERA). Ja naprawdę nie spodziewałam się po tej produkcji wiele. Chciałam się tylko odstresować, ale są rzeczy, które bardzo mi się w tym filmie nie spodobały i raziły w oczy.
1) Remont. Hotel, który wygrała Gabrielle był bardzo zapuszczony i szczerze wątpię, że tak szybko udało im się we dwójkę doprowadzić do końcowego stanu. Nie i koniec. Zwłaszcza, że scen z napraw, malowania i tym podobnych czynności było dwie-trzy, a bohaterowie chodzili wypoczęci i czyści. Każdy, kto coś kiedyś remontował własnymi rękoma wie że to niemożliwe, aby się gdzieś nie maznąć i nie zakurzyć.
2) Twórcy na początku dość duży nacisk położyli na relacje między mieszkańcami miasteczka. Wszyscy się znają, sobie pomagają, wspierają się nawzajem. Wiadomo, że to nieprawda, ale może w Nowej Zelandii tak się żyje. Jednak ten wątek od połowy filmu zaczął zanikać. Twórcy skupili się na relacji głównych bohaterów, żeby później, przy samej końcówce pokazać to przywiązanie do siebie nawzajem i bezinteresowną pomoc. Szkoda tylko, że przez większą część filmu pozostałe postacie zeszły nawet nie na drugi, a na trzeci plan.
3) Pojawia się tajemniczy wątek z przeszłości. Romansowy. W ścianie dwójka bohaterów znajdują listy, a potem je czytają… Za mało tego było, zwłaszcza, że te wiadomości pochodziły z czasów I Wojny Światowej. Gabrielle, która przejęła się losami nadawcy i adresata, po chwili zupełnie o tym zapomniała. Gdyby trochę więcej scen przeznaczono na rozbudowanie tego wątku, może większość odbiorców przymknęłaby oko na pozostałe niedociągnięcia.
Nie będę już wspominać o grze aktorskiej, bo ta może nie była najlepsza, ale też i nie najgorsza. Jednak „Miłość pod jednym dachem” ma plusy. Jest nim koza – Gilbert, mieszkaniec hotelu, oraz krajobrazy, które przewijają się w niektórych scenach. Nowa Zelandia jest piękna i nie można temu zaprzeczyć.
Gdy zaczynałam oglądać film skłaniałam się do pozytywnej oceny, jednak gdy wszystko zaczęło się psuć, a moje dobre nastawienie słabnąć, stwierdziłam, że więcej niż 4/10 nie dam. Nie i koniec kropka. Wiem, że Netfliks potrafi zrobić fajne komedie romantyczne, ale dlaczego zepsuł coś, co jakiś tam potencjał miało? Nie wiem. I z tego co widzę na forum na stronie filmweb.com, „Miłość pod jednym dachem” nie zbiera zbyt optymistycznych not.