Wersal. Prawo krwi, czyli nie czytaj książek napisanych na podstawie seriali.
Nie wiem co mnie podkusiło, aby ponownie sięgać po książkę napisaną na podstawie serialu. Wersal. Prawo krwi intrygował mnie od pierwszego trailera, bo idealnie wpasował się w mój gust, niemal tak samo jak przedstawienie losów Tudorów (chociaż obejrzałam kilka odcinków, a potem z powodu natłoku zajęć musiałam przerwać i na razie nie skończyłam). Spodziewałam się.. .Ba! Miałam wielką nadzieję że opowieść o Królu Słońce, twórcy wspaniałego Wersalu o wiele bardziej mi się spodoba, a po lekturze zasiądę przed telewizorem i będę zachwycać się wersją telewizyjną tak samo jak książkową. Niestety, tak nie było. Po lekturze książki nawet nie mam ochoty oglądać wersji serialowej.
W Wersal. Prawo krwi przenosimy się do XVII wieku i poznajemy Ludwika XIV, zwanego przez wszystkich Królem Słońce. Młody król musi rządzić krajem samodzielnie, podejmować decyzje i nie pomoże mu w tym jego matka. Władca ma w planach przekształcenie małego zameczku myśliwskiego we wspaniały pałac, którym zachwycać się będą miliony, co nie spotyka się z aprobatą poddanych i doradców. Skupiamy się na losach Ludwika, jego żony, współpracowników, brata.
Mnogość bohaterów nie powinna przeszkadzać, ba, raczej powinna dać czytelnikowi wrażenie że żyje we wspaniałym francuskim dworze, pełnym przepychu, dworskich intryg i oblubienic króla. Niestety, każda z postaci została przedstawiona powierzchownie i nawet jeżeli grała główne skrzypce, to jej charakter nie został zbytnio wyróżniony. Może oprócz Kawalera Lotaryńskiego, kochanka brata Króla Słońce, ale na taką ilość bohaterów jakie przewijają się przez karty powieści jedna, wyróżniająca się postać to za mało i nie daje satysfakcji. To samo tyczy się całej aranżacji. Nie było opisów stroju, zwyczajów, obyczajów. Nie czułam się dobrze czytając tę książkę – wynudziłam się strasznie, każda strona była przeprawą przez mękę, ale gdzieś w tyle głowy miałam nadzieję że w końcu znade w tej książce coś ciekawego.
Zabolało mnie też to w jaki sposób zostały przedstawione postacie kobiece. Chociaż w XVII wieczną Europą rządzili mężczyźni to wiadomo że to płeć piękna, ustami i czynami swojego kochanka czy też męża wydawała rozkazy. Żadna kobieta nie została bardziej scharakteryzowana, można je było poznać tylko po urywkowych zdaniach.
Nie jestem zadowolona z tej książki. I więcej, nigdy więcej nie skuszę się na książkę, która została napisana na podstawie serialu. Z każdą kolejną stroną miałam coraz większe wrażenie że autorka zasiadła przed telewizorem i napisała to co widzi, bez wgłębiania się w szczegóły takie jak charakter, wygląd czy otoczenie postaci.
Jeżeli kiedyś czytaliście Tudorów i książka wam się spodobała to prawdopodobnie Wersal. Prawo krwi przypadnie wam do gustu. Jeżeli jednak tamta powieść wywarła na was negatywne wrażenie to nie traćcie czasu na opowieść o królu Słońce. Nie warto. Ja sama po tej lekturze popadałam w czytelniczą niemoc, która utrzymuje się niemal dwa tygodnie.
Za książkę dziękuje Grupie Wydawniczej Publicat!
Nie znam ani książki, ani serialu, ale skoro w książce tak słabo potraktowano temat, to sobie daruję. No i pominięcie postaci kobiecych? Karygodne!
Pozdrawiam,
Amanda Says
Szkoda, że nie jest lepiej. Chętnie bym przeczytała dobrze napisaną książkę na ten temat.
To się nigdy nie sprawdza. Książki napisane na podstawie seriali są dużo od nich uboższe, pod każdym względem. Nie rozumiem tej tendencji zupełnie, czy nie lepiej napisać powieść, która stanie się kanwą dla twórców filmowych? Wtedy filmowcy mają pole do popisu, odwrotna kolejność, takie zabieranie się od d*** strony to jakieś nieporozumienie 😉
Dobrze, że przeczytałam Twoją recenzję, bo serial oglądałam, a widziałam, że książka jest w mojej bibliotece i zastanawiałam się, czy wypożyczyć. Teraz już wiem, że szkoda czasu.
Nie lubię książek, które są na podstawie filmów/seriali. Są zazwyczaj tak ubogie w treść, że aż płakać się chce.
Pozdrawiam serdecznie
http://bookparadisebynatalia.blogspot.com/
To ja poproszę. Uwielbiam takie historie 😉
Lubie takie klimaty, ale skoro mówisz, że nie warto to nie będę traciła czasu.
PS Obserwuje! 🙂
No cóż, raczej nie spotkałam się, by książka napisana na podstawie filmu, serialu, czy też gry była dobra… A szkoda, bo tematyka tak bardzo moja. Ale już wiem po co nie sięgać. :))
Marta
http://marta-i-ksiazki.blogspot.se
To jest to co może być najgorsze – książka na podstawie filmu bądź serialu. Nie znam ani jednego przykładu, który zdałby egzamin z takiego rozwiązania….
Nigdy nie słyszałem o tej książce. Nie przepadam za książkami na podstawie filmu/serialu, a więc odpuszczę sobie czytanie jej,
http://maasonpl.blogspot.com/
Ja podchodzę zawsze bardzo sceptycznie do wszystkich książek, które zostały napisane na podstawie filmu czy serialu. Znam tylko jedną pozycję, która sprostała moim oczekiwaniom i jest to "Stowarzyszenie umarłych poetów", ale to chyba jeden z niewielu przykładów książek napisanych na podstawie filmu, do których warto sięgnąć.
Pozdrawiam ciepło i zapraszam serdecznie na moją najnowszą recenzję po miesięcznej przerwie, bookworm z Książkowoholizm :>
Nie czytam książek na podstawie filmów/seriali i odwrotnie zrobiłam to tylko raz i żałuję 🙂
Blog o książkach