Zapach starych książek. „Antykwariat spełnionych marzeń” Dorota Gąsiorowska
Lubię czasami porzucić fantastykę, powieści historyczne, kryminały czy thrillery i sięgnąć po coś lekkiego. Bardzo lekkiego, odprężającego, baaardzo nieprawdopodobnego, nie wymagającego myślenia, ale także i napisanego dobrze. Przymykam oko na wszystkie absurdy czy też idiotyzmy i rozkoszują się lekturą. Taką jak Antykwariat spełnionych marzeń. Jako, że mam naturę romantyczki, która pomimo tego, że najchętniej bierze się za powieści grozy, nadal płacze przy ckliwych romansach i odpręża się przy harlequinach (których ostatnio znalazłam całe pudło, aż nie mogłam w to uwierzyć).
Już sam tytuł najnowszej powieści pani Doroty Gąsiorowskiej powoduje że się rozpływam. Sama chciałabym pracować w antykwariacie, kocham buszować w takich sklepach, uwielbiam zapach starych książek, a jeszcze bardziej lubię wpisy, notatki poczynione przez poprzednich właścicieli, czy też kartki czy listy, które ówże zostawiali. Nie raz i nie dwa wynoszę torbę perełek, które mnie zachwycają, a dawno o nich zapomniano pod natłokiem nowości. I mam tylko problem gdzie je wszystkie schować u upchnąć, żeby zatuszować te moje małe grzeszki. Ale nie o tym chciałam pisać.
Emilia pracuje w antykwariacie pana Franciszka. Pomimo swoich dwudziestu sześciu lat nadal ma naturę romantyczki i nastolatki. Nie udaje nikogo i jest taka, jaka jest na pierwszy rzut oka. Z dziwnych, ale i zarazem pięknym sposobem ubierania się, myślenia, z ukochanymi książkami. Samotnie „wychowywana” przez ekscentryczną matkę Lilkę, ojca, który niestety mieszkał na drugim końcu Polski, pokochała miłością szczerą Zosię, przedwcześnie zmarłą żonę swojego pracodawcy.
Emilia marzy o wielkiej miłości i gdy poznaje Szymona, w czasie wizyty u swojego ojca nad morzem, wydaje jej się że spotkało ją wielkie szczęście. Niestety, Romeo szybko znika, a najbliżsi dziewczyny zdają się mieć tajemnice, których nie chcą wyjawić.
Pokochałam Kraków, który przedstawiła autorka. Ten klimat, zapach, tajemnice, dobrze znane tylko starym mieszkańcom grodu Kraka, którzy przeżyli w nim całe swoje życie, i obserwowali zmiany, jakie w nim zachodziły. Ja sama bardzo chciałabym poznać to miasto z tej innej perspektywy, nie pokazywanej turystom, i mam wielką nadzieję, że kiedyś mi się to uda. Dużym, kolejnym plusem, jest także Emilia, głównej bohaterki. Najbardziej realistycznej postaci w całej książce, która nie boi się pokazywać swojego prawdziwego ja, i nie podąża za modą. Bardzo szanuje takie osoby, nie tylko w książce, ale też w realnym życiu.
Niestety, pojawiły się też zgrzyty, które z początku nawet mi nie przeszkadzały i starałam się przymykać na nie oko, ale z każdą kolejną stroną coraz bardziej mi przeszkadzały i utrudniały lekturę. Jakie?, zapytacie. Już wyjaśniam.
Po pierwsze – ta powieść jest za mdła. Zabrakło w niej jakiejś iskry, kogoś (Emilia nie dała rady), kto nadałby tej powieści jakiejś charyzmy. Niestety, bohaterki tacy jak Lilka, Iga czy Zosia, które miały być zadziorne, ekscentryczne, nadające tej powieści, która miała kolor lawendowy, trochę krwistej czerwieni, okazały się… nijakie. Nie było ciętego języka, zabrakło tej zadziorności, przez co tylko przez chwilę bohaterki były wyraziste, a z każdą kolejną stroną zlewały się z tłumem. Lubię, gdy nawet w lekkiej powieści obyczajowej z dużą szczyptą miłości i romansu, jest ktoś, kto nada jej emocji. Pozostali bohaterowie byli sztuczni, brak w nich było autentyczności przez co nie odczułam z nimi żadnej więzi, nie polubiłam ich, ani nie znielubiłam. Byli mi strasznie obojętni.
Drugim, wielkim minusem była ta wielka, romantyczna miłość. Miałam wrażenie, że wszystko dzieje się za szybko. Wierzę w zakochanie i zauroczenie od pierwszego wejrzenia, ale nie w miłość. Gdyby jeszcze były jakieś uniesienia, wielkie chwile, ale tutaj tego zabrakło. Antykwariat spełnionych marzeń to powieść poprawna, w której nie znajdziemy podniosłych opisów miłości. Męczył mnie też język, jakim posługiwała się autorka. Niektóre zdania były zbyt krótkie, inne zbyt długie, ale to tylko momentami, więc starałam się, aby mi to nie utrudniło lektury.
I tajemnice, o których możemy przeczytać już na okładce, i co mnie kupiło już na samym początku. Uwielbiam sekrety z przeszłości, które powoli wychodzą na jaw i zmieniają życie codzienne bohaterów, a nawet i nie raz cały światopogląd. Ale gdy nagle bohaterowie zaczynają zachowywać się dziwnie, zmieniają się o sto osiemdziesiąt stopni to… trochę mnie odrzuca. To jeden minus tego całego wątku, ale same historie z przeszłości, z wojennego Krakowa, bardzo mi się podobały, i bardzo dobrze mi się je czytało.
Antykwariat spełnionych marzeń Doroty Gąsiorowskiej to książka o której nie mogę jednoznacznie powiedzieć czy ją polubiłam czy nie. Owszem – bohaterka, Kraków, tytułowy antykwariat to plusy, które umiliły mi lekturę, to minusy i mankamenty strasznie mnie zdenerwowały i zaniżyły ocenę tej powieści w moich oczach. Starałam się przemykać oko, rozkoszować lekturą, ale niestety, nie dało się. Nie mówię że innym ta powieść się nie spodoba. Inni na pewno będą odnajdą w tej powieści plusy i ten urok, którym charakteryzują się inne powieści pani Gąsiorowskiej.
Za możliwość przeczytania książki dziękuje Wydawnictwu Znak i Między Słowami!
Mimo zgrzytów, o których piszesz ja chętnie sięgnę po tę książkę, może zainteresuje mnie na tyle, że wady nie będą raziły aż tak po oczach 🙂
Aaaa nie dla mnie niestety. Polskie realia itd. tyo mnie zbyt irytuję, abym po nią sięgnęła.
pozdrawiam!http://polecam-goodbook.blogspot.com/2017/04/historia-najsawniejszej-lalki-barbie-i.html
Chyba za słodka ta historia jak dla mnie, choć też lubię czasem takie lżejsze książki. Ostatnio płacze czytając córce "Anię z Zielonego wzgórza"! 🙂
Ja jestem ciekawa wątku antykwariatu w tej książce.
Od samych zapowiedzi mam ochotę na tę książkę. Muszę sobie sprawić swój egzemplarz.
Pozdrawiam,
Lady Spark
[kreatywna-alternatywa]
Od dawna mam ją na uwadze. Wiem, że się nie rozczaruję 🙂
A wiesz, że ja miałam podobne odczucia po przeczytaniu innej książki autorki. Niby wszystko było ok, ale znalazło się parę mankamentów zaniżających odbiór i ocenę końcową.
Na razie nie mam jej w planach, ale może w przyszłości po nią sięgnę.
Niestety już widzę, że to nie jest powieść dla mnie. Wyszczególnione minusy na pewno psułyby mi przyjemność z lektury, nie mówiąc już o miłości, która wzięła się nie wiadomo skąd.
To książka zupełnie nie dla mnie 😉 zbyt mdła, słodka. Mogłaby mnie nie zadowolić. Raczej nie sięgnę. Pozdrawiam