Gubiąc się we własnych wspomnieniach.” Bliźnięta z lodu” S.K Tremayne
Lubicie thrillery? Takie, które zasieją was już na samym początku ziarenko niepokoju, które będzie podlewane systematycznie, przez kolejne strony, aż do samego końca? Kiedy spojrzenie w stronę na chwilę odłożonej książki będzie wywoływać u was dreszcz niepokoju? Czy lubicie to uczucie, które pojawia się gdy nie możecie oderwać się od lektury, ale z drugiej strony te wszystkie emocje tak was przytłaczają, że pragniecie chociaż chwili oddechu? Ja bardzo. I właśnie to dostałam, czytając Bliźnięta z lodu.
Zgubiona tożsamość
Życie Angusa i Sary Moorcroft może nie było idealne, nie szli przez życie po dywanie usypanym z płatków róż, ale byli szczęśliwi. Do czasu, aż w wypadku ginie jedna z ich córek bliźniaczek, Lydia. Pogrążeni w żałobie i bólu po stracie córeczki, rok po tragicznych wydarzeniach, postanawiają wyprowadzić się do domku położonego na szkockiej wyspie, którą Angus odziedziczył w spadku po babci. Pojawia się jednak jeszcze jeden problem – Kristie, bliźniaczka, która nadal żyje, twierdzi, że jest Lydią. Sarah jest przerażona tym, że mogła pomylić tożsamość dzieci i pochowała nie tę córkę.
Życie na wyspie nie jest łatwe – gdy zbliża się zima, Angus coraz mniej czasu spędza w nowym domu, który wymaga generalnego remontu. Sarah czuje się opuszczona i odizolowana, a w jej głowie zaczyna się coś dziać. Wraca do przeszłości, do tych strasznych chwil, kiedy umiera jedna z jej córek i będzie musiała na nowo stawić czoło tym wydarzeniom. Okazuje się, że każdy skrywa jakąś tajemnicę.
Już sam pomysł pomylenia tożsamości dzieci jest bardzo ciekawy i intrygujący. Lydia i Kristie były bliźniaczkami jednojajowymi, niemal nie do odróżnienia. Sarah zaufała słowom jednej z córek, że to Lydia zginęła. Autorka skutecznie namieszała w głowie również czytelnikom – nie wiadomo już, kto ma racje, czy podejrzenia Sarah jak i wątpliwości Angusa, które też się pojawiają, są słuszne. Chociaż dziewczynka jest przekonująca, gdzieś w tyle głowy pojawia się ziarenko niepewności. Nic nie możemy przyjąć bezapelacyjnie, chociaż autorka stara się nas ze wszystkich sił przekonać.
Klimat opuszczonej wyspy
S.K Tremayne bardzo skutecznie budowała napięcie i klimat. Czytając, przenosiłam się na małą szkocką wysepkę o której świat powoli zapomina. Samotność, wiatr dmący w rozsypujący się dom i wpadający każdą szczeliną do zamieszkanych po wielu latach pomieszczeń; zdradliwe bagna i jeszcze bardziej upiorne morze, które w jednej chwili może odebrać życie tym, którzy postanowią się przez nie przeprawić w najmniej odpowiednim momencie. Klimat rodem z horroru. Umieszczenie akcji Bliźniąt z lodu na wyspie było bardzo dobrym posunięciem – wywołuje ciarki u czytelnika, przedziwne uczucie niepokoju, od którego nie można się uwolnić. I z jednej strony chcemy jak najszybciej dowiedzieć się, co takiego wydarzyło się dnia kiedy zginęła Lydia (czyżby?), jak cała historia się skończy i czy to wszystko, co się dzieje w głowie Sarah jest prawdą.
Strach się bać?
S.K Tremayne stworzyła naprawdę dobry, trzymający w napięciu thriller, od którego nie można się oderwać nawet na chwilę. Wywołuje dreszcz niepokoju, przyśpieszone bicie serca i strach.
Czytałam tę książkę i ja również się zastanawiałam co jest prawdą, a co nie. Mi ta pozycja przypadła do gustu. 😉
Myślę, że kiedyś po nią sięgnę.:)
Uwielbiam thrillery a szczególnie te, których akcja toczy się w jakimś zimnym (najlepiej skandynawskim) kraju. Kurcze, po przeczytaniu tej recenzji mam wrażenie, że mi się spodoba 🙂
Czytałam już o tej książce i muszę powiedzieć, że jestem nią bardzo zainteresowana 🙂
Widziałam tę książkę w księgarni, ale jej nie kupiłam :/ teraz żałuję :/