Powiew świeżości w zaściankowej Rzeczpospolitej | „Bona” Magdalena Niedźwiecka
Takich książek brakuje na polskim rynku wydawniczym – przybliżających naszą historię i postacie, które na stałe wpisały się w naszą przeszłość. I chociaż od dawna wiadomo, że najważniejsi przez pewien czas byli mężczyźni, to kobiety odgrywały swoje role zazwyczaj za ich plecami. Niestety, bardzo rzadko nasze babki i prababki były docenianie. Na co dzień spotykały się bagatelizowaniem słów i tłamszeniem talentów. Były przeznaczone głównie do rodzenia kolejnych dzieci. Jeżeli kobieta urodziła się w rodzinie szlacheckiej, to nie musiała pracować w polu i często głodować. Jeżeli jej matka była wpływowa i umiała zawalczyć o swoje, to młoda panienka zdobyła też dobre wykształcenie. Niestety, to były pojedyncze przypadki na całą Europę.
Do kobiet odważnych, dzielnych, bezkompromisowych, lubiących władzę w świecie mężczyzn, rządzących za plecami męża twardą ręką i kierującą jego działaniami, albo samodzielnie zasiadających na tronie, można zaliczyć Katarzynę Medycejską, Królową Marię i jej siostrę, Elżbietę. Jednak nie musimy szukać przykładów daleko. Do tych kobiet zaliczona jest także żona Zygmunta Starego, matka Zygmunta Augusta, ostatniego Jagiellona – Bona Sforza.
Bona wychowała się w innym, dalekim i odmiennym kulturowo kraju. Brała przykład z matki, Izabeli Aragońskiej, która musiała uciekać, walczyć i pogodzić się ze stratą Mediolanu. Bona, jako jedyna z jej dzieci dożyła pełnoletności. Młoda Sforzówna musiała dobrze wyjść za mąż. Po śmierci pierwszej żony Zygmunta Starego, Barbary Zapolyi, po świecie rozeszła się wieść, iż król Polski szuka żony. Wybrał Bonę. Młoda, ambitna, lubiąca władzę kobieta, przyjechała do tak odmiennego kraju, bez znajomości języka. Do miejsca, gdzie kobiety odgrywały rolę dobrej, pobożnej żony, która stoi w cieniu swojego męża, zaspokaja jego potrzeby, nie ośmiela się rządzić i zabierać głosu i rodzi kolejne dzieci. Bona w żadnym stopniu nie wpisywała się w ten schemat. U boku męża chciała rządzić krajem.
Bona jest postacią niezwykle intrygującą, a Magdalena Niedźwiecka bardzo skutecznie ją „ożywiła”. Zagłębiając się w karty tej historii, przeniosłam się do XVI-o wiecznej Polski, tak odmiennej i nieznanej. Razem z bohaterami przechadzałam się w Wawelu czy odwiedzałam Litwę. Z początku trudno mi było wczytać się w pierwszy tom Zmierzchu Jagiellonów, a wszystko przez natłok postaci i wydarzeń. Akcja Bony rozpoczyna się, gdy na tronie Polski zasiadał starszy brat Zygmunta, młoda Sforzówna, wraz z matką opuszczała Mediolan, uciekając przed il Moro, a Albrecht Hohenzoller nie śnił o zostaniu wielkim mistrzem Zakonu Krzyżackiego. Przez całą powieść towarzyszymy tym trzem postaciom, którym los skrzyżował ze sobą ścieżki. Jednak to Bona skupia na sobie najwięcej uwagi – jej włoski charakter wyróżnia się na tle polskiej szlachty. Jako jedyna potrafi spojrzeć na sytuacje na dworze z innej perspektywy i dostrzec błędy, których nasi rodacy nie potrafili i nie chcieli zobaczyć. Bona Sforza była jak barwny ptak, niedoceniana i nielubiona. Urodziła się w złych czasach – teraz zrobiłaby karierę, mogłaby się wykazać na wszystkich płaszczyznach i nie spotkałaby się z takimi uprzedzeniami jak XVI-o wiecznej Polsce.
Już od pierwszych stron Bony widać, ile pracy musiała włożyć autorka w tę książkę. Wszystko jest autentyczne i realne. Gdybym pod ręką miała kolejną część, sięgnęłabym po nią bez najmniejszego wahania. Mam wielką nadzieję, że autorka nie będzie kazała długo czekać na Barbarę Radziwiłłównę. Wracając do Bony – Magdalena Niedźwiecka skupiła się na historycznym (kolejnym) triumfie Polski nad Zakonem Krzyżackim – Hołdem Pruskim, złożonemu Zygmuntowi Staremu przez jego siostrzeńca.
Powtórzę się, ale takie książki są potrzebne aby pokazać, że nie musimy wstydzić się naszej historii. Bona zasługuje na dobrą ekranizacje, a także na większe rozpowszechnienie. Ciekawi? Nie zwlekajcie ani chwile!