Czy ktoś złamał przyrzeczenie? | Stewart Martin „Skrzynia ofiarna” RECENZJA PRZEDPREMIEROWA
Należę raczej do osób strachliwych i unikam horrów, ale pomimo to sięgnęłam po „Skrzynię ofiarną”. Dlaczego? Odniosłam wrażenie, że jest skierowana dla młodzieży, czyli wcale nie musi być aż tak przerażająca. Stwierdziłam też, że pora, aby w końcu przełamać swój lęk przed horrorami – w końcu kiedyś zaczytywałam się w takich powieściach, a i od filmów nie stroniłam.
Lato 1982 r. Drogi kilkorga nastolatków schodzą się ze sobą. Gdy jeden z nich odnajduje w lesie dziwną skrzynię, postanawiają włożyć do niej ofiary, które są bliskie ich sercu, oraz wypowiedzieć słowa przysięgi: nigdy nie powrócą do skrzyni nocą, nigdy nie przyjdą do niej samotnie, nigdy nie zabiorą z niej swoich darów. Niestety, wraz z rozpoczęciem roku szkolnego wszyscy wracają do swoich starych przyjaciół.
Z wyjątkiem Sepa, który nigdy nie był lubiany. Mijają cztery lata. Coś dziwnego zaczyna się dziać z dawnymi przyjaciółmi chłopaka. Sep, Mack, Hadley, Lamb i Arkle wiedzą, że ktoś złamał przyrzeczenie. Grozi im poważne niebezpieczeństwo. I nie tylko im – życie wszystkich mieszkańców Hill Ford jest zagrożone.
Przyznam, że autor skutecznie budował napięcie. Już od pierwszej strony czytelnika owija lęk, strach i jeszcze to charakterystyczne uczucie oczekiwania, aż wydarzy się coś strasznego. Jednak w tym przypadku nie można zamknąć oczu i przeczekać – gdy bohaterowie się boją i uciekają, mamy ochotę zrobić to samo. Autor już od samego początku narzucił szybkie tempo akcji – nie ma tutaj przydługich wstępów, a wszystkiego o bohaterach dowiadujemy się w trakcie lektury. W wyniku tych zabiegów literackich nie można się od „Skrzyni ofiarnej” oderwać. Stewart Martin już na samym początku daje do zrozumienia, że książka nie będzie pozbawiona brutalności i okropieństw, jednak wszystko to jest wyważone i nie obrzydza, ani nie odstrasza.
Spodobał mi się również klimat książki, jej tło. Akcja rozgrywa się w latach 80 XX wieku. Jak wiadomo, w Ameryce żyło się trochę inaczej niż w Polsce. Nasi rodzice, gdy byli w wieku bohaterów mieli inne wyobrażenie świata, a nowe pokolenie inaczej zerka w przeszłość; nadal ciągnie się za nami echo komunizmu, przekazywane w opowieściach przez naszych dziadków i rodziców. Przyznam, że czas, w którym autor osadził akcję „Skrzyni ofiarnej” również mnie zaintrygował. Czytając, przenosiłam się do przeszłości. Wróciły kasety, walkmeny, przewijanie ich długopisem i ołówkiem (ha, to jeszcze pamiętam z własnego dzieciństwa), brak komputerów, ale to wszystko rozgrywało się w Stanach Zjednoczonych.
Bohaterowie bardzo różnią się od siebie. Sep jest wyrzutkiem, nie ma znajomych, a tamto lato, kiedy wraz z innymi wrzucił swoje dary do skrzyni, wspomina jako to najlepsze w swoim krótkim życiu. Stewart Martin stworzył postacie, które bardzo różnią się od siebie. Są jak typowi nastolatkowie, którzy dojrzewają, w ich ciele szaleje burza hormonów. Każde z nich ma inny charakter, a jednak coś ich ze sobą połączyło i na ten krótki okres, stali się swoimi przyjaciółmi. Ich paczka jest dziwna, ale i intrygująca. Ich rówieśnicy w czasie lektury na pewno ich polubią, ale i starsi czytelnicy nie będą czuć się dziwnie, czytając o młodszych bohaterach.
„Skrzynia ofiarna” to książka, od której nie można się oderwać. Przeraża, ale ciekawość, która zżera podczas lektury, zmusza do poznania całej historii do końca. Powieść Martina pochłania się ekspresowo. Idealnie sprawdzi się podczas wrześniowych wieczorów.
Za możliwość przeczytania książki dziękuje Wydawnictwu YA!