Merissa Meyer „Winter”
Tak długo czekałam na tę książkę, że teraz, gdy jestem już po jej lekturze, trudno mi pozbierać wszystkie myśli w jedną, spójną całość. Czy da się oddać wszystkie te emocje, uczucia w jednej recenzji? Czy można oddać złożoność świata, kreacje bohaterów Merrisy Meyer? Nie, ale spróbuję. Bo Saga Księżycowa zasługuje na rozgłos. To jedna z najlepszych serii, które kiedykolwiek czytałam.
Winter to przybrana córka królowej Levany – ukochana księżniczka poddanych. Urocza, dobra, oszałamiająco piękna i odrobinę szalona dlatego, że świadomie zrezygnowała ze swojego daru. Macocha jej nienawidzi. Cinder odkryła, kim naprawdę jest. Ma obrany cel – musi dostać się na Księżyc i obalić dyktatorskie i brutalne rządy Levany. Jej przyjaciółka, Scarlett, została uprowadzona. Jednakwciąż ma przy sobir zaufane osoby – Cress, Iko, Wilka, Throne’a oraz Kaia. Razem opracowują dokładny plan. Przed dziewczyną stoi wielkie wyzwanie – musi poprowadzić rebelię .
Każda z części Sagi Księżycowej skupia się na jednej bohaterce – Cinder, Scarlett, Cress oraz Winter. O ile księżniczka była wspomniana w poprzednich tomach, tak dopiero w tym możemy ją poznać. Już od pierwszych scen postać Winter urzeka – jest słodka, delikatna i dobra, ale jednocześnie lekkomyślna. Gdy o niej myślę, nasuwa mi się porównanie do motyla – cudownego, ale niezwykle kruchego. To Jacin, strażnik Sybil Mirry, otacza nad nią ochronną kopułę. Oboje znają się od dziecka i z czasem między nimi powstało wspaniałe uczucie. Jednak muszę przyznać, że tę parę polubiłam najmniej. Ich relacja momentami wydawała mi się niezdrowa, ale nadal realna i prawdziwa. Nie przypadł mi do gustu również Jacin, którego nadopiekuńczości nie byłam w stanie zrozumieć. Gładko przejdę do kolejnych bohaterów – oprócz księżniczki autorka nie umniejsza roli innych dziewczyn. Każda z nich jest odrębnym bytem, ma swoje myśli, marzenie, cele i serce. Cinder uparcie dąży do celu, chociaż nie jest przekonana, że chce zostać królową Księżyca. Scarlett to wojowniczka, niezwykle żywa i ognista, która niczego się nie boi. Cress, która całe dotychczasowe życie spędziła na satelicie, zyskuje wiarę we własne możliwości. Nawet gdy w jakiejś scenie pojawiają się wszystkie bohaterki, to autorka skupia się na jednej, dzięki czemu nie czułam się zagubiona. Każda z nich jest prawdziwa, realna, wyrazista, kolorowa. Wykreowanie tych czterech różnych dziewcząt zasługuje na wielką pochwałę. Nie było to łatwe zadanie, aby zachować ich oryginalność i odmienność. W tej części o wiele lepiej poznałam Levanę, chociaż nadal jest to postać najbardziej tajemnicza. Autorka odsłania przed nami jej motywację, przeszłość, ale to wciąż za mało, by ją rozgryźć. Królowa Księżycowych to antagonistka – krwista, brutalna; kieruje się swoim własnym systemem wartości, usprawiedliwiając wszystkie czyny dobrem swoich poddanych. Chce władzy, bo się w niej lubuje. Nie lubi sprzeciwu i nieposłuszeństwa. Nadaje Sadze wyrazistości i brutalności. Bez niej cała ta książka byłaby mdła i niestrawna.
Sa również oni – mężczyźni. Kai, Wilk, Thorne i jacin. Tak jak w przypadku dziewcząt, tak i tutaj mamy zupełnie innych bohaterów. Połączeni są z dziewczętami, ale ja mam swojego ulubieńca. Cesarz Kaito to odważny i rozważny młody mężczyzna, który jest gotowy poświecić wiele dla dobra swoich poddanych. Wilk wiele przeszedł, jest porywczy i jednie czego pragnie, to miłości i spokoju. Throne to bawidamek, a jego poczucie humoru nadaje książce dreszczyku i niejednokrotnie rozładowuje atmosferę. Jacin jest najbardziej skryty z nich wszystkich; lata służby nauczyły go chować wszystkie swoje uczucia za żelaznym murem, jednak widać, że kocha Winter. Wydaje się, że to miłość i przeróżne korelacje pomiędzy bohaterami są osią napędową książki, ale nie. Romantyzm stanowi tylko tło, dodaje momentami dreszczyku i pikanterii. Może to i przewidywalne, że każda z bohaterek się zakochała w kimś, kto również należy do załogi Cinder, ale ostatni tom Sagi Księżycowej to dość gruba cegiełka. Ja sama spędziłam ostatni tydzień, zagłębiając się w akcję i fabułę. Merrisa Meyer stopniowo buduje napięcie co rusz przyśpieszając akcję czy mieszając plany Cinder i jej przyjaciół. Wrócę jednak do głównej akcji – w niektórych momentach musiałam odłożyć lekturę na bok, aby wziąć kilka głębokich oddechów i uspokoić bicie serca (czułam jakby miało mi wyskoczyć z klatki piersiowej). Jednocześnie chciałam natychmiast poznać zakończenie i jak najdłużej rozkoszować się lekturą. Są w tej książce momenty, które wywołują łzy oraz takie, przy których można się pośmiać. Bohaterom nie jest łatwo i niejednokrotnie wydawało się, że to ich koniec. Merrisa Meyer ich nie oszczędza.
Żałuję, że to koniec. Bardzo dobry, ale nadal koniec. Gdy tylko zamknęłam książkę, doświadczyłam niemiłego i złego uczucia, zwanego potocznie kac książkowy. Trudno mi z nim walczyć, bo najchętniej przeczytałabym całą Sagę Księżycową ponownie. „Winter” to piękna książka. Nie wspomniałam jeszcze, że tak jak poprzednie części, tak i ta jest rettelingiem baśni. Tym razem na tapetę autorka wzięła opowieść o Śpiącej Królewnie. Łatwo dostrzec zależność – Winter jest książężniczką, a Levana złą macochą. Jednak Merissa Meyer wzięła tylko ogólny zarys baśni, szkielet (i to nie cały), przeniosła go do przyszłości, wysłała w kosmos – zarówno w przenośni, jak i w rzeczywistości – i obudowała to tymi wszystkimi, innymi warstwami, a także połączyła z innymi baśniami. Przypomnę, że „Cinder” możemy szukać nawiązań do Kopciuszka, w „Scarlett” do Czerwonego Kapturka, a w „Cress” do Roszpunki. Muszę jeszcze wspomnieć o detalach. Wydawnictwo Papierowy Księżyc przyłożyło się do wyglądu książki. „Winter” ma twardą oprawę, co ułatwia czytanie, a na każdej stronie, na zewnętrznych rogach, znajduje się rycina mechanicznego serca. A okładka? To istne dzieło sztuki – zachwycające i przyciągające wzrok.
„Winter” to piękne zakończenie wspaniałej sagi. To opowieść o przyjaźni, prawdzie, miłości i poświęceniu. To historia przepełniona magią, technologią kosmiczną, a jednocześnie nie pozbawiona baśniowości. Jeżeli zastanawiacie się czy „Winter” spina klamrę wszystkie poprzednie tomu, to tak. Warto poznać Sagę Księżycową.
oficjalna recenzja dla portalu Papierowe Motyle.