Choroba wdziera się powoli do naszego życia. Odbiera nam siły, chęci do życia. Czynności które kiedyś wykonywaliśmy z uśmiechem na ustach teraz wydają nam się bezsensowne i nudne. Uciekamy w inny świat w którym choroby nie ma. Staramy się o niej nie myśleć nawet w chwilach krytycznych. Inni walczą, buntując się przeciw całemu światu, bliskim, znajomym, a nawet lekarzom, którzy chcą dla nich dobrze. Każdy na swój sposób radzi sobie w tych ciężkich chwilach.
Zac choruje na białaczkę i aktualnie spędza przymusowy czas w izolatce po przeszczepie szpiku. Jak sam zauważa jest już z nim lepiej. Niemal cały czas jest przy nim mama, a on jest o najmłodszym „gościem” na oddziale onkologicznym. Pragnie już wyjść do domu, znowu zacząć robić coś, a nie tylko leżeć i bezsensownie marnować czas. Gdy pewnego dnia w pokoju obok pojawia się młoda dziewczyna Zac jest jednocześnie zafascynowany i niepewny, zwłaszcza, że już ich pierwsze godziny w sąsiedztwie nie upłynęły pomyślnie z powodu piosenki Lady Gagi, puszczanej „na cały regulator” przez Mie. Ich znajomość rozpoczyna się od „puk” i „stuk” w ścianę, dzielącą ich pokoje. Zac stara się pocieszyć dziewczynę, bo przecież z mięsakiem kości ma najlepsze szanse z nich wszystkich. Jednak czy przyjaźń,która zrodziła się w szpitalnych murach ma szansę przeżyć poza nimi?
Mia się buntuje. Nie może znieść widoku własnej matki i co chwila robi jej na złość. Nie przyznaje się przed znajomymi że spędza czas na oddziale onkologicznym, a w domu pojawia się tylko na chwilę, pomiędzy kolejnymi dawkami chemii.
Pomiędzy tym dwojgiem rodzi się przyjaźń, trudna, pełna przeszkód. To ziarno kiełkuje i dojrzewa powoli i nie wiadomo, czy przetrwa długo. Są do siebie tak podobni, ale jednocześnie niemal wszystko ich różni.
Nie zachwycałam się Gwiazd naszych wina bo ich nie czytałam. Hopless omijam z daleka, a seria Oddechy również mnie nie zafascynowała. Ale coraz więcej osób zaczęło chwalić nowy gatunek. Gdy przeczytałam opis jaki znalazł się na okładce książki Zac&Mia postanowiłam spróbować. Najwyżej mi się nie spodoba.
Często przy czytaniu książek towarzyszy mi płacz. Zwłaszcza, jeżeli dzieje się w nich coś smutnego, przykrego lub gdy ma szczęśliwe zakończenie. I przy tej lekturze musiałam mieć obok siebie paczkę chusteczek szczególnie pod koniec, kiedy już nie mogłam się powstrzymać, ale przez pozostałą część powieści trzymałam się dzielnie. Dlaczego? Bo pomimo choroby, która towarzyszy bohaterom, Zac który prowadzi narracje podczas pierwszych rozdziałów, robi to nie użalając się nad sobą, jest pełny nadziei że uda mu się z tego wyjść, że szpik, który dostał od pewnej Niemki (dzięki której zdobył jakże piękne przezwisko Helga) pozwoli mu wieść życie takie, jak jego rówieśnicy. Spotkanie z Mią jest dla niego zaskoczeniem, ale gdy dostrzega przykre nastawienie swojej nowej współlokatorki postanawia się pocieszyć, wesprzeć i dać nadzieję. Że z tego wyjdzie, jeszcze nie raz zatańczy z przyjaciółkami, będzie mogła jeździć a deskorolce czy rowerze. Że jej życie będzie normalne.
Jednak życie pisze różne scenariusze. Nie wszystko układa się po myśli bohaterów. Każdy z nich stacza się na dno, a następnie wspina się w górę przy pomocy tego drugiego. Bo najważniejsze to mieć kogoś przy sobie – kto pocieszy, wesprze, da nadzieję. I będzie. Na dobre i na złe, w zdrowiu i w chorobie. Nie rozmyśli się, nie zapomni. Ale będzie. Dzień i noc. Gdy nikt nie będzie chciał nas oglądać, a my sami nie będziemy mogli znieść świadomości że istniejemy. Kto będzie nami w stanie zdrowo potrząsnąć, okrzyczy i przemówi do rozsądku. I pomimo że będzie się bał, jeszcze bardziej niż my, to będzie. Cały czas.
Takie książki czyta się szybko. Nie potrafimy ich na dłużej odłożyć, chociaż wywołują masą uczuć. Jednak interesuje nas dalszy los bohaterów. Zac&Mia napisane jest językiem prostym, (zdaje sobie z tego sprawę, że jest to głównie zasługa tłumacza, dlatego składam głęboki ukłon w stronę pana Dariusza Rossowskiego) i przystępnym, że człowiek nie zainteresowany tematem medycyny czy nowotworów będzie w stanie zrozumieć o co chodzi.Książka uczy empatii. Nowotwór to choroba XXI wieku. Nie należy chorej osoby odwracać się plecami, unikać jej wzrokiem na ulicy czy udawać, że się nie zna. Czytając powieść byłam świadoma, że autorka nie przekazała wszystkiego co czują chorzy na raka. Jednak się starała i to widać. Nawet jeżeli ukazała tylko małą część tego co czuje chory, to ja odebrałam to ze zdwojoną siłą.
Za książkę dziękuje Wydawnictwu Feeria!
książka
Miałam okazję czytać tę książkę i chociaż mnie jakoś szczególnie nie zachwyciła to jednak wspominam ją całkiem pozytywnie.
Tematyka naprawdę fajna, ale póki co, nie mam widoków na tę ksiązkę 🙂
Miałam na tę książkę swojego czasu sporą ochotę, ale jakoś tak mi przeszło 😉
Kusi mnie ta książka już od jakiegoś czasu:)
To prawda, ostatnio pojawia się coraz więcej książek w tym gatunku – młodzieżowych, ale traktujących o poważnych problemach. Jak do tej pory nie miałam okazji czytać żadnej z nich, więc może ta będzie pierwsza.
Niebawem będę czytała :3
Jestem pewna, że ta książka spodobałaby się mojej siostrze 😉 Jeśli chodzi o mnie, to ja jakoś omijam taką tematykę.
pamiętam jak ujrzałam ją pierwszy raz w zapowiedziach, od razu przykuła moją uwagę, jak będę mieć okazję to na pewno przeczytam!
Od jakiegoś czasu mam na tą książkę oko i tak sobie myśle z każdą przeczytaną recenzją, że rzeczywiście mogłaby mi się spodobać 🙂
Chyba nie dla mnie te wszystkie new adult i chorzy na raka. Nie lubię takiej tematyki, a popularne to teraz jak kiedyś paranormal romance. Może kiedyś się skuszę, ale na inny tytuł. 🙂
Miałam sięgnąć po tę książkę, ale później czytałam w opiniach, że jest bardzo podobna do "Gwiazd naszych wina", którą czytałam i nadal mam w pamięci, więc jak na razie nie mam ochoty na podobne klimaty 🙂
Dobrze, że tłumacz tak dobrze się spisał:) Mam nadzieję, że książka pojawi się w bibliotece.
Ja podziękuję. Kategorycznie odrzucam NA/YA, zupełnie nie dla mnie, schemat goni schemat, z resztą mam już napisany post na ten temat i czeka na publikację 🙂
Ciekawe zjawisko z tym poruszaniem trudnych tematów, głównie chorób nowotworowych przez autorów ostatnimi czasy.
Mi niestety przypomina to GWN, a nie oszołomiła mnie ta książka 🙁
bardzo bym chciała przeczytać tę książkę! Zazdroszczę współpracy z Feerią, bo wydają teraz naprawdę świetne pozycje… jakbyś chciała się wymienić za tę książkę na coś innego, odezwij się 🙂
Nie dla mnie. Wiele czytałam o tej książce, ale ją sobie odpuszczę.