Najdziwniejsza książka, jaką przeczytałam w tym roku | Maria Dahvana Headley „Dziedziczka jeziora”
Dziedziczka jeziora to kolejna powieść autorki bestsellerowej Magoni. Tym razem Headley zainspirowała się staroangielską historią, epickim poematem nieznanego autorstwa. Chodzi mi dokładnie o Beowulfa, który pokonał potwora i jego matkę, a dzięki heroicznym czynom mógł zasiąść na tronie i rządzić swoją krainą. Jednak pewien chłop obudził smoka, który niszczył wszystko, co stanęło na jego drodze. Tytułowy bohater pokonał potwora, ale zmarł z powodu ran, jakie poniósł w walce.
Bohater, potwór, śmierć, pogrzeb. Wszystko proste i logiczne, klasyczna pieść opiewająca bohatera. Jednak w Dziedziczce jeziora nic nie jest jednoznaczne. Jest to historia wielowarstwowa, zagmatwana, momentami dziwna i niesamowicie specyficzna. Przed przystąpieniem do lektury warto poczytać o Beowulfie, bo to trochę rozjaśnia w głowie. Autorka inspirowała się poematem co widać, jednak jej książka ma w sobie coś więcej.
Dwie matki. Willa, która ma bogatego męża, właściciela wielkiego, prywatnego miasteczka Hertot Hall, położnego u szczytu góry. Kobieta idealna, która opiekuje się synem Dylanem. Ma wszystko, czego zapragnie. Druga z nich to Dana, weteranka wojenna, której egzekucje oglądały miliony ludzi. Jednak ona przeżyła i urodziła syna, Grena, którego nie planowała, z którym mieszkają na starej stacji kolejowej, ukrytej w górze przed całym światem. Obserwują życie w Hertot Hall. Dwie różne kobiety, żyjące w innych świata. Obie pragnące uchronić synów przed światem i niebezpieczeństwem; każda na swój sposób. Gdy jednak Dylan ucieka ze strzeżonej fortecy, jakim jest Hertot Hall, a towarzyszy mu Gren, życie obu kobiet splata się ze sobą już na zawsze.
Mam problem z oceną tej książki i chyba jeszcze nigdy nie czytałam powieści, którą tak trudno wtłoczyć w ramy konwencjonalnej skali ocen. Chociaż autorka inspirowała się wspomnianym wyżej poematem i umieściła go we współczesności, to bardziej niż na akcji, skupia się na bohaterach. Narracja przeskakuje pierwszej osoby na trzecią i nigdy nie wiadomo, jaki sposób wybrała autorka akurat w tym rozdziale, aby zajrzeć do umysłów bohaterek. Jeszcze w innych wypowiadają się matki, które tak naprawdę dbają o „dobre imię” wszystkich w Hertot Hall oraz duchy, pradawne istoty, które od lat mieszkają w górze. Pojawia się także funkcjonariusz Wolf, który jest tym rycerzem, ale podczas lektury miałam wrażenie, że schodzi on na dalszy plan – napędza historię, nadaje jej bieg, ale to nie na nim skupia się cała uwaga czytelnika. Czy autorka charakteryzuje dokładnie bohaterki? Nie są one idealne, wręcz przeciwnie, mają ogrom wad, ale Healdey nie podaje wszystkiego na tacy. Aby dowiedzieć się, jakie Willa i Dana są naprawdę
Dziedziczka jeziora nie jest to typowa fantastyka, raczej dramat wymieszany z realizmem magicznym. Lektura wymaga skupienia i zaangażowania. Czasami wprawia w zdumienie, czasami obrzydza lub wywołuje łzy. Autorka prezentuje nam całą gamę emocji, jednak to te negatywne wypływają na pierwszy plan. Czytając, ma się uczucie odrealnienia, a Headley pokazuje nam świat innymi oczami. To tak, jakbyśmy obserwowali coś dziwnego, ale mogli sięgnąć głębiej, dalej, aby odnaleźć sens. Nie da się tej książki jednoznacznie ocenić: dobra/zła/średnia. To opowieść wielowarstwowa, naszpikowana emocjami i uczuciami bohaterów; to opowieść o miłości matki do dziecka, o zapomnieniu o własnym ja, ale także to historia o pieniądzach i braku umiaru we władzy i sławie. To książka o kontroli, o sensie życia. Dziedziczka jeziora nie jest powieścią łatwą, w którą wpada się jak śliwka w kompot. Wymaga ona czasu i zaangażowania. Nie spodoba się wszystkim – wielu osobom wyda się nudna i nieciekawa, ale ich też rozumiem. Niemniej, jeżeli szukacie niekonwencjonalnych książek, to ta autorstwa Mari Dahvany Headley powinna wam przypaść do gustu.