Gdy na świat przychodzi dziewczynka … | Giovanna i Tom Fletcher „Nowa Ewa. Początek”
Wyobraźcie sobie świat bez kobiet. Ciężko, prawda? Sami mężczyźni. Kobiety, które jeszcze żyją są odizolowane. Nic przyjemnego, ponieważ można sobie wyobrazić, dokąd posunie się ludzkość. Taki świat jest rzeczywistością w powieści Fletcherów. Od ponad pięćdziesięciu lat na świat przychodzą sami chłopcy.
Jednak po latach niebieskich kocyków na świat przychodzi ona. Ewa. Pierwsza dziewczynka, zbawicielka. Nowa nadzieja dla ludzkości. Ewa dorasta ze świadomością, że jest bardzo ważna. Od dziecka jest przygotowana do swojej roli – kobiety, która uratuje życie na Ziemi. Ma rodzić kolejne dzieci, dziewczynki, które są przyszłością. Ewa całe dnie spędza w Kopule, odcięta od świata na zewnątrz. Jej dni są ściśle zaplanowane, a ona sama jest pod nieustającą obserwacją i ochroną.
Zbliża się spotkanie z Potencjalnymi, czyli mężczyznami, chłopcami, którzy mają szansę stać się częścią planu ocalenia Ziemi. Jednak pojawia się ktoś jeszcze. Ktoś, do kogo Ewa zaczyna coś czuć.
„Nowa Ewa. Początek” to książka bardzo nierówna pod względem akcji i budowania napięcia. Autorzy wprowadzają zamieszanie, pakują bohaterów w kłopoty, serce czytelnika przyśpiesza, a po wszystkim emocje spadają niemal do minimum. Trochę to psuje lekturę, bo gdy zaczyna coś się dziać, za chwilę znowu wieje nudą. Gdy już się wkręciłam w akcję, jej tempo spadało. Miałam również wrażenie, że niektóre wątki za szybko się rozwijają. „Nowa Ewa. Początek” ma 500 stron, ale bohaterowie za szybko zmieniali zdanie, i momentalnie odnajdywali się w nowych sytuacjach. Czytając, nie wiedziałam czasami o co chodzi, bo bohater nagle wybijał się na szczyt. Momenty zwątpienia, wątpliwości, uświadamiania sobie prawdy były tylko zaakcentowane. Niektóre fragmenty były przegadane i nudne, a skrócenie ich tylko pomogłoby tej książce. Wątek romantyczny, którego nie mogło zabraknąć, rozwijał się za szybko. Między bohaterami zaiskrzyło i nagle bam(!) mamy wspaniałe, wielkie uczucie. Gryzło mnie to i jakoś nie poczułam tej chemii między postaciami, a także nie zżyłam się z nimi w ten szczególny sposób.
Jednak nie jest źle. Autorzy książki mieli ciekawą koncepcje apokalipsy – przez pięćdziesiąt lat na świat nie przyszła żadna dziewczynka. Można sobie tylko wyobrazić co się działo na świecie. Ewa dała wszystkim nadzieję, nazywana była wybawicielką. Mam nadzieję, że Giovanna i Tom Fletecher w kolejnym tomie trochę bardziej rozbudują świat, w którym przyszło żyć naszym bohaterom, a także bardziej skupią się na postaciach drugoplanowych, bo te znikają w tłumie. Autorzy serwują swoim czytelnikom kilka wyrazistych i znaczących osobowości, ale całe tło niczym się nie wyróżnia.
Rozdziały pisane są naprzemiennie z perspektywy Ewy i Brama, a autorzy posłużyli się narracją pierwszoosobową. Polubiłam główną bohaterkę, która dojrzewała i budziła się ze snu na moich oczach, ale na tych 500 stronach książki było jej za mało. Ewa jest kobietą silną, która umie postawić na swoim. Mam nadzieję, że w kolejnej części pokaże pazury i czymś mnie jeszcze zaskoczy.
„Nowa Ewa. Początek” to nie jest zła młodzieżówka. Autorzy mieli intrygujący pomysł, jednak niektóre wątki były poprowadzone za szybko. Mam duże nadzieje co do części drugiej, bo i wiele możliwości stoi przed Giovanną i Tomem.
Za możliwość przeczytania książki dziękuje Wydawnictwu Zysk i s-ka.