Jak daleko przesuniemy granice? „It ends with us” Collen Hoover
Przemoc domowa, w małżeństwie czy w związku nie jest już tematem tabu, jak było jeszcze kilka lat temu. Coraz więcej mówi się o sposobach pomocy kobietom, które, za zamkniętymi drzwiami, stały się ofiarą swojego partnera. Częściej słychać nagłośnione historie tych, którym udało się wyrwać z tego piekła. Jak znalazły pomoc, gdzie skierowały swoje pierwsze kroki. Wszystkie powtarzają, że najtrudniej jest odejść, zdecydować się na ten pierwszy, najważniejszy krok. Jednak nadal gro osób, kobiet, dzieci, a nawet czasami i mężczyzn, jest ofiarą przemocy domowej. Nie chcą niszczyć rodziny, wciąż wybaczają, przesuwają granice. Dlaczego? Bo kochają? Bo pragną wieść szczęśliwe życie? Nie chcą być na językach innych, sąsiadów, rodziny? Nie mają gdzie szukać pomocy? Nie wiem. Collen Hoover też nie, ale napisała świetną powieść, którą powinna przeczytać każda kobieta. To jeden z niewielu napisów na okładce, z którym mogę zgodzić się w stu procentach.
Lilly Bloom w dniu pogrzebu ojca poznaje Ryle’a Kincaida. Kilka chwil na dachu jednego z wieżowców wpłynie na dziewczynę i postanowi spełnić swoje marzenia. Po pierwsze – otworzy własną kwiaciarnię. Dziewczyna od dziecka kocha kwiaty i rośliny. W ich pielęgnowaniu odnajdywała spokój, którego tak brakowało w jej rodzinnym domu. Nie spodziewa się, że kiedykolwiek ponownie spotka Ryle’a. A jednak – dzięki nowej pracownicy dziewczyny, wpadają na siebie ponownie.
Ryle wydaje się być mężczyzną idealnym. Przystojny, zadbany, chirurg, gotowy zrobić wiele dla swojej wybranki. Niestety, nie wszystko jest takie, jakie z pozoru się wydaje. Na idealnym związku zaczynają pojawiać się rysy, a Lilly, chociaż obiecywała sobie, ze nigdy nie utknie w związku takim jak jej rodziców, wybacza i przesuwa granice. Tylko jedna osoba widzi co się dzieje – jest to stara miłość i przyjaciel z dzieciństwa Lilly – Atlas Corrigan.
Sprzeczne uczucia?
Jeżeli wszystkie książki Collen Hoover tak wciągają jak It ends with us to żałuje, że wcześniej nie sięgnęłam po żadną inną powieść tej autorki. Wiele mam do nadrobienia. Czytając It ends with us nie spodziewałam się niczego spektakularnego; wręcz pierwsze kilkadziesiąt stron mnie nudziło i nie mogłam zrozumieć, czym wszyscy aż tak się zachwycają. A potem – przepadłam. Nie mogłam się od tej historii oderwać, śledziłam losy Lilly, jej związku, a mojej głowie pojawiało się tysiące myśli, które do tej pory trudno mi uporządkować. Z jednej strony chciałam potrząsnąć dziewczyną, kazać jej natychmiast to zakończyć, to z drugiej … nie dziwiłam się jej na początku że wybacza. Bo Ryle mógłby podbić niejedno kobiece serce i podejrzewam, że tak się właśnie stało. Jednak moja sympatia do niego z każdą stroną zaczynała maleć, aż w końcu, pomimo idealnej otoczki, zapałałam do niego nienawiścią.
O tej książce można by było pisać długo i dużo. Poruszać wątki z dziedziny psychologii czy psychiatrii, a tuż obok rozwodzić się nad stylem, językiem czy zabiegami literackimi. Zrobili to lepiej niż ja już inni. Ja chciałabym jeszcze dodać, że żałuje, iż ta książka jest kategoryzowana jako powieść młodzieżowa. Dziewczyny młodsze od Lilly powinny poznać jej losy, ale kobiety po pięćdziesiątce czy czterdziestce również nie powinny przejść obok powieści Hoover obojętnie. Ja na początku przeszłam, a teraz wiem, ile bym straciła. Warto też przeczytać słowo od autorki – wiele w nim wyjaśnia, wraca do swojej przeszłości i szokuje. Mam wrażenie, że It ends with us to rozliczenie się Hoover z jej własną przeszłością, uporządkowanie swoich myśli, doświadczeń i uczuć. Jeżeli jej to pomogło – bardzo się cieszę, że wydanie i napisanie książki okazało się dla niej terapią. Mam nadzieję, że wpłynie też na inne kobiety czy dziewczyny, które tkwią w toksycznym związku i da im siłę, aby walczyć. O lepsze jutro – dla siebie samej albo dla swoich dzieci, dla których takie sytuacje nie są obojętne.
Po przeczytaniu trzech powieści tej autorki, doszłam do wniosku, że tyle mi wystarczy, bo były to niezłe lektury, ale bez fajerwerków. Jednak ten tytuł jest tak zachwalany, iż dam jeszcze jedną szansę Hoover.
Dwa inne tytułu autorki mi się podobały, więc i ten jest na mojej liście must read 🙂
Mam ochotę na tę książkę.:)
To przepiekna ksiazka z mocnym wnioskiem. Refleksyjna i wciagajaca. Masz racje, kazda kobieta powinna poznac te historie!
To przepiekne studium ofiary, ktore bede dlugo pamietac 🙂
Czytałam kilka książek Hoover i tak, jak Hopeless wywarlo na mnie ogromne wrażenie, tak już Maybe someday dobiło. Później November 9 znowu odzyskało wiarę w jej pismo. Ugly love było średnie:) No ale może się skuszę na ten tytuł.
Poruszająca powieść, niedawno skończyłam czytać i jedyne czego żałuję, to że nie przeczytałam jej prędzej. Pozdrawiam 🙂
Wiele już słyszałam o tej książce i o twórczości tej autorki. Muszę w końcu nadrobić zaległości. 😉
Książka leży na półce i czeka na swoją kolej. Jeśli jeszcze nie masz ogarnięte nic co wyszło spod pióra autorki to polecam Hopeless
Czytałam jedną książkę tej autorki i baaardzo mi się podobała. Po tę pozycję sięgnę więc z ogromną ciekawością i nadzieją:)
To naprawdę przerażające, jak wiele potrafimy wybaczyć…
Ja mam dopiero w planach twórczość autorki, ale na pewno z czasem zapoznam się również i z tą pozycją 😉
Pozdrawiam 😉