Cóż to były za emocje. Dwór Skrzydeł i Zguby, Sarah J.Mass
Po spektakularnym zakończeniu tomu drugiego, na trzeci oczekiwałam jak.. kania dżdżu, jak szklanka wody, jak Feyra Rhysanda. Ale tak szczerze – chociaż to pierwszy kupił moje czytelnicze serducho, drugi mnie zawiódł (ale zakończenie mi to wynagrodziło) to trzeciego się bałam. I jednocześnie bardzo go oczekiwałam. Miałam z jednej strony duże oczekiwania, nadzieję, że autorce uda się naprawić to, co tak pięknie popsuła w drugim tomie. Z drugiej, nauczona doświadczeniem, nie spodziewałam się zbyt wiele. Te dwie sprzeczności tak we mnie zagościły, że tydzień musiał minąć, zanim za Dwór Skrzydeł i Zguby się zabrałam, chociaż przymierzałam się do niego kilkakrotnie. Jego lektura zajęła mi trzy dni, bo czyta się ACOWAR w tempie ekspresowym. I uporałabym się w jeden dzień, gdyby nie jakieś tam obowiązki. Jakie są moje wrażenia? Trochę tego będzie – jeżeli lubicie krótko, zwięźle i na temat to.. ten post nie jest dla was.
Feyra przybywa na Dwór Wiosny. Musi pokazać, że Rhysand opętał ją, rzucił urok, a Tamlin go zdjął na dworze króla Hybernii. Jednak od środka spala ją rządza zemsty, za wszystko, co ją w ostatnim czasie spotkało. Wie, że książę Tamlin spiskuje z królem Hybernii, a Feyra musi dowiedzieć się, jakie mają plany, aby uratować Pyrthian. W dodatku nie może zapomnieć tego, co przydarzyło się jej siostrom – Neście i Elainie. Rozpiera ją tęsknota za Rhysandem, a musi przekonać do siebie Tamlina, Luciena i… Ianthę, która ponownie zagościła na Dworze Wiosny. Niebezpieczeństwo z dnia na dzień jest coraz większe – siły króla Hybernii są ogromne, a nie wiadomo, czy wszyscy książęta staną do walki o Pyrthian.
Potrzebuje rozmowy o tej książce. Takiej ze spoilerami, ale nimi was raczyć dzisiaj nie będę. Zacznę od tego, że tym tomem Mass poprawiła się w moich oczach. Na ośmiuset stronach może wydarzyć się wiele – i tyle się dzieje. Przerwy są chwilowe, czasami są to nic nie znaczące dialogi, które miło się czyta, albo chwilowe przerwy w knowaniu. Ale znaczna część książki to nieustająca akcja. Non stop coś się dzieje, a im bliżej finału tym napięcie rośnie. Chociaż autorka nie raz i nie dwa zafundowała mi mini zawał serca, wprowadzając niebezpieczeństwo, dopiero ostatnie kilkadziesiąt stron to było… coś. Wątpiłam, że cała ta historia może skończyć się dobrze. Nawet pogodziłam się z tym, że któryś z bohaterów może umrzeć. Więc jeżeli liczycie na to, że w czasie lektury będzie można choć chwilę odetchnąć, to możecie się zawieść. Ja sama czasami, w momencie, gdy coś się zaczynało dziać groźnego, odkładałam powieść na chwilę na bok, aby zaczerpnąć oddech i ponownie zagłębić się w to, co autorka wymyśliła.
Bohaterowie – o ile mogliście poczuć się przytłoczeni postaciami, które pojawiły się w poprzednich częściach, to w Dworze Skrzydeł i Furii będzie ich…o wiele, wiele więcej. Po pierwsze – książęta fae. Tak, nareszcie lepiej będziemy mogli poznać władających pozostałymi dworami. Dość dużo miejsca dostaną w tej książce, ale nie wystarczająco. O każdym z nich można by było pisać i pisać, aby dokładnie przedstawić ich przeszłość, historię, oraz zwyczaje, panujące na danym dworze. Pomimo, że Mass się starała, to wszystkiego nie przekazała. Inaczej Dwór Skrzydeł i Zguby nie miałby ponad ośmiuset stron, ale ze dwa tysiące. A czytanie takiego tomiszcza mogłaby być dość męczące fizycznie. Nadal uwielbiam Rhysanda, chociaż tym swoim ciągłym „towarzyszko” lekko mnie irytował. Muszę przyznać, że zabrakło mi tego mrocznego księcia, którego mogliśmy poznać w pierwszym tomie. Chociaż ten zawadiacki uśmiech nadal pojawiał się na jego twarzy. I bardzo mi się spodobało, jak Sarah J. Mass rozwinęła postać Tamlina. Po tym, co zrobiła mu w drugim tomie musiała go jakoś zrehabilitować. I jej się to udało. Po drugie – będziemy mogli o wiele lepiej obecnych już od dawna bohaterów. Odsłonią swoje prawdziwe twarze, przeszłość, co wpłynie to, jak będziemy ich postrzegać podczas lektury. Mi to nie przeszkadzało. I co najważniejsze – Feyre da się lubić. Serio! W tej części była o wiele mniej irytująca niż w poprzedniej.
ACOWAR nie byłby sobą gdyby nie miłość i uczucie wylewające się z jego kart. O tak – Ci, co lubują się w wątkach romantycznych znajdą ich naprawdę… wiele. Autorka rozpędziła się i czasami można poczuć tym pewien przesyt, zwłaszcza, jak bohaterowie na co drugiej stronie w jakiś sposób te uczucia sobie ukazują. I utwierdzam się w przekonaniu, że seria Dworów nie jest dla zbyt młodych czytelników – sceny erotyczne, wulgarne odzywki z podtekstem to chleb powszedni, stałego czytelnika już nic nie zdziwi, ale Ci młodsi powinni kilka lat wstrzymać się z lekturą tej serii autorstwa Sary J. Mass.
Nie chcę nic zaspoilerować, więc powstrzymuje się przed zdradzeniem jakiś szczegółów. Ja podczas lektury czułam gniew, zafascynowanie, strach, rozpacz, wesołość, zdziwienie – wręcz całą gamę emocji. A samo zakończenie, finałowe akcje, rozgrywki? Gdybym miała słabsze serce, to nie wiem co ze mną by się stało. Autorka tak zwodziła, tak motała i tak mieszała, że obawiałam się czy uda się jej wszystko odkręcić i poukładać. Bo łączyć wątki, dodawać coś nowego, wprowadzać nowe zagadki i tajemnice może każdy, ale żeby to wszystko rozwiązać i zakończyć w sposób prosty i zrozumiały, to należy być konsekwentnym. I może coś przegapiłam, bo z takim zaangażowaniem czytałam ACOWAR, ale dla mnie było wszystko jasne.
Chociaż spodziewałam się, że na tej części autorka zakończy swoją przygodę z Dworami, to niedawno Sarah J. Mass obwieściła, że w przyszłym roku, ukaże się kolejny tom. Jestem bardzo zainteresowana, co takiego wymyśli dla naszych bohaterów nowego autorka. Czy da im, chociaż trochę, pożyć spokojnie, z daleka od wojny, niebezpieczeństwa, zagrożenia, konfliktów? Przekonamy się.
Dwór Skrzydeł i Zguby to bardzo dobra kontynuacja dwóch poprzednich części – Dworu Cierni i Róż oraz Dworu Furii i Mgieł. Jeżeli macie jakieś obiekcje, przed sięgnięciem po trzeci, i nie ostatni, tom – to śmiało, nie czekajcie. Autorka zapewni wam dużo rozrywki i dużo emocji. Może uporacie się z tym tomiszczem szybciej niż ja?
oficjalna recenzja dla portalu Papierowe Motyle.
Ciągle mam w planach tę serię. Mam nadzieję, że i mi się spodoba. 😉
Tym razem nie mój gatunek:)
Ostatnio o autorce jest bardzo głośno, ale ja jakoś nie mogę się przekonać do jej twórczości.
Ile ludzi tyle opinii. 😀
Ostatni Dwór mnie rozczarował i to bardzo.
Myslałam o jakims konkretnym poświeceniu a w sumie go nie było końcem końców.
Feyra podniosła mój poziom irytacji chyba już na najwyższy z możliwych leveli. Nie cierpię jej.
W sumie jej niezdecydowane siostry też działały mi na nerwy.
Autorka zrobiła z nich nie wiadomo co, a pamietajmy ze BYŁY TYLKO LUDZMI na początku.
Rhys zas w tym tomie był dla mnie osobistym producentem orgazmów Feyry. Na każde jej zawołanie.
Szczegolnie zniesmaczyła mnie akcja po bitwie jak dookoła byli ranni, a oni w namiocie… no wiesz. 😀
Ta seria zbiera tak sprzeczne opinie… Mnie Feyra nawet nie irytowała, a Nestę pokochałam, serio. Owszem, nie było jakiegoś poświęcenia, tego szkoda, dopiero teraz to przemyślałam. Nie wspomniałam tego w recenzji, bo to SPOLIER (UWAGA SPOLIER!)
że śmierć Rhysa była sztuczna. i trwała tylko 4 strony. nie mogłam uwierzyć w to, co się potem stało…
A ja się męczę z dokończeniem tej powieści od czasu jej premiery:/ Zostało mi jeszcze z 20% i jakoś nie mogę się zmobilizować, żeby ją skończyć.
Pozdrawiam!
Odpuściłam sobie tę serię, ale coraz więcej pozytywnych opinii zmusiło mnie do ponownego wpisania cyklu do listy czytelniczej 🙂
Najlepsza seria jaką czytałam 😉
Jak widziałam setny raz towarzyszko, to byłam jak "zamknij ryj, błagam XD", kocham go, ale ile mozna?
Trzeci tom nie powalił mnie, tak jak drugi. Pierwszy za to mnie znudził. Seria mi się podobała, ale nie uważam, że jest jedną z najlepszych.
Pozdrawiam,
http://polecam-goodbook.blogspot.com/2017/11/fueled-czesc-2-serii-driven-recenzja.html
Jakoś to zupełnie nie jest mój gatunek ksiażek, choć dużo o tej powieści na instagramie 😀