Dostrzec szczęście w ciemności. „Jasna godzina” Nina Riggs
Na pewno wiemy tylko, że jeszcze dużo nie wiemy [1]
Nowotwór to nie wyrok, ale codziennie słyszy go wiele, wiele osób, których życie od tej chwili diametralnie się odmienia. Na szczęście, w XXI-m wieku, kiedy medycyna idzie do przodu coraz więcej osób ma szanse na wyleczenie.
Takim wyrokiem dla Ninny Riggs, szczęśliwej mężatki i matki dwojga synów, był nowotwór piersi. Przed kobietą olbrzymie wyzwanie i walka – chemioterapia, naświetlanie, walka o zdrowie. Ma dla kogo walczyć, chcę żyć. Ale jednak gdzieś podświadomie wie, że nic nie będzie dla niej łatwe, a czuć to już po pierwszych zdaniach.
Chociaż Jasna godzina to powieść, którą czyta się szybko, nie pozostaje obojętna. Wzbudza wiele, wiele emocji. Głównie uczucie niesprawiedliwości. Nina była szczęśliwa. Mogła dożyć kresu swoich dni u boku męża, dorosłych synów i wnuków w uroczym domku na przedmieściu. Tak wiele ją ominęło. Jasna godzina. Dziennik z życia i umierania miał być pamiątką dla jej małych chłopców – Freddy’ego i Benny’ego, ale jest to historia, która dociera do o wiele szerszego grona odbiorców. W czasach, kiedy nowotwór jest niemal chorobą cywilizacyjną, Jasna godzina powinna stać się bestsellerem.
Trudno mi napisać coś sensownego. Jasna godzina oprócz uczucia niesprawiedliwości wywołała u mnie również śmiech, łzy, smutek, złość czy rozżalenie. Autorka stara się przedstawić swoje życie – jakie było i jakie jest. Nie oszukuje, jednak nie skupia się tylko na fizyczności czy skutkach ubocznych leczenia nowotworu piersi. Pojawia się i jej ból czy niesprawiedliwość, zwłaszcza, że na raka chorują również jej najbliżsi, ale gdzieś tam, głównie przebija się jej miłość do chłopców, męża, świata. Stara się nacieszyć każdym dniem, każda chwilą, ale jednocześnie bardzo realnie patrzy na przyszłość. Chcę, aby dzieciom po jej odejściu niczego nie zabrakło. Pisze dziennik, aby po latach, gdy chłopcy go przeczytają raz, drugi, trzeci zrozumieli, jak bardzo ich kochała. Uświadomić im, że zrobiła wszystko, aby przy nich zostać. Chłopcy, którzy mają 9 i 7 lat postrzegają chorobę na swój sposób. Jako dzieci widzą świat inaczej niż dorośli. Cierpią, widząc swoją mamę pozbawioną sił, ale pomimo wszystko to jeszcze dzieci, które cieszą się codziennością. Jasna godzina to dowód miłości matki do Franny’ego i Benny’ego. Autorka pokazuje, że warto kochać. Każdego dnia i pomimo wszystko.
Zastanawiam się też nad nietypowym spokojem, który ogarnia mnie od kilku dni, odkąd lekarz w słuchawce wypowiedział słowo „rak”. (..) Stało się – myślałam. Ta ogromna tragedia już mnie spotkała. [2]
Nina nie zagłębia się w emocjonalne rozważania. Ona opisuje swoją codzienność. Jasna godzina to jej forma pogodzenia się z losem. Terapia, która pozwala uświadomić sobie, że jej czas się kończy. Każda wizyta u onkologa to stres, ale i nadzieja. Podziwiam ją za to, że zarażała optymizmem nawet czytelników. Miała swoje chwile słabości, ale tak jak wspomniałam, starała się je ominąć, tylko o nich wspomnieć. Przekazywała optymizm, którego miała aż w nadmiarze. Doceniała życie, bo wiedziała, jakie jest kruche i ulotne.
Najbardziej poruszyło mnie samo zakończenie, epilog. Dlaczego? Nie zdradzę – to jest coś, co każdy z czytelników musi przeczytać i przeżyć sam.
A wiecie co ta książka uświadamia? Że warto poddać się badaniom profilaktycznym. Nie wiem, czy ktokolwiek przeczyta mój apel, dotrwa do końca tego wywodu. Ale kobiety – badajcie się. Mężczyźni – wysyłajcie swoje ukochane, żony, narzeczone, siostry matki na badania. Nowotwór piersi dotyka coraz więcej kobiet. Wystarczy wpisać w wyszukiwarce hasło, a przerazi was to, co zaobserwujecie. Należy pamiętać, że nowotwór wcześnie wykryty zwiększa szansę na całkowite wyleczenie bez mastektomii, czyli usunięcia piersi. Każda z nas powinna raz w miesiącu wykonywać samobadanie. Instruktaż możecie znaleźć w Internecie, a jak czegoś nie rozumiecie, to zgłosić się do swojej położnej POZ, która wszystko wytłumaczy. Młode kobiety, u których budowa gruczołu piersiowego jest bardziej gruczołowa, raz na rok powinny wykonać USG, ponieważ mammografia jest w tym wieku bardzo bolesna. Po 35 roku życia powinnyśmy wykonywać badania mammograficzne, które są refundowane. To nic nie kosztuje, a może uratować nam życie.
[1] Jasna Godzina. Dziennik życia i umierania. Wydawnictwo Literackie, 2017 r. Strona 18
[2] Jasna Godzina. Dziennik życia i umierania. Wydawnictwo Literackie, 2017 r. Strona 21
Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuje Wydawnictwu Literackiemu!
Największym atutem tej powieści jest tematyka i przesłanie, które zmusza do działania. Tak życiowych książek nigdy dość.
Bardzo ładna okładka. Co do książki z chęcią się z nią zapoznam.
Pozdrawiam.
http://www.nacpana-ksiazkami.blogspot.de
To dobrze, że książka uświadamia, iż warto poddać się badaniom profilaktycznym. Oby jak najwięcej osób ją przeczytało.
Dobrze, że porusza się takie mocne tematy w książkach. Jako osoba, której rodzinę dotknęły już takie choroby, cieszę się, że są wydawane – pozwalają innym zrozumieć sytuację chorych… a chyba nie ma osoby, która nie napotka na swojej drodze osoby walczącej z nowotworem. Takie już czasy 🙁
Ja mam 30 lat i nikt mi nigdy nie zaproponował nawet takiego badania. Myślę, że w dużym stopniu dlatego się nie badamy 🙁
Uwielbiam takie powieści! Wiem,że to zabrzmi bardzo dziwnie, ale właśnie one mnie najbardziej poruszają.
Pozdrawiam i zapraszam do mnie: http://www.szeptyduszy.blog.onet.pl
Sama choruję na nowotwór i wiem jak ważna jest świadomość, że wcześnie wykryty daje szansę na całkowite wyleczenie.Oby takich książek ukazywało się coraz więcej.
kocieczytanie.blogspot.com