Ponowne spotkanie z Bridget. Dziennik BJ. Dziecko Helen Fielding
Bridget od naszego ostatniego spotkania nic się nie zmieniła – no, może schudła i w końcu nosi swój wymarzony rozmiar. I nadal jest singielką – rozstała się z Markiem Darcym. Wciąż pracuje w telewizji, spotyka się z przyjaciółmi, uwielbia wino. Można powiedzieć, że pomimo kilku dodatkowych wad kobieta nie wydoroślała. Przypadkowe spotkanie z Markiem na chrzcinach dziecka przyjaciółki, swoim byłym narzeczonym, jest punktem zapalnym. Lądują razem w łóżko, a ich miłosna przygoda na tym punkcie się kończy. Ranek nie jest już tak kolorowy. Kilka dni później Bridget spotyka Daniela Cleavera. I można się domyślić, jak ta cała historia się skończy. A później Jones dowiaduje się, że jest w ciąży. I wszystko byłoby prostsze, gdyby wiedziała… kto jest ojcem.
Cała książka to istna komedia. Nie wiadomo kto jest ojcem – Mark czy Daniel. Czy dowiedzą się? Czy prawda wyjdzie na jaw? Jak można się domyślić, z Bridget nic nie jest łatwe. Ma ona wrodzony talent do utrudniania swojego życia i sprowadzania na siebie kłopotów. Ja sama nie wyobrażam sobie kobiety w roli matki, ale widać, jak pod wpływem książki się zmienia i rodzi się w niej instynkt macierzyński. Czytając o wszystkich kłopotach nie sposób się nie uśmiechnąć.
Bardzo ciekawa i intrygująca jest relacja Mark-Daniel. Jak wiadomo z poprzednich tomów, tych dwóch mężczyzn się nienawidzi. Przeszłość na stałe przekreśliła ich przyjaźń, a późniejsze zdarzenia, z Bridget w roli głównej, jeszcze bardziej umocniły ich wzajemną niechęć. W Dzienniku Bridget Jones. Dziecko muszą ze sobą współpracować, chociaż trochę. Nad każdym z nich pojawiło się widmo ojcostwa – pieluchy, ubranka, kaszki, smoczki. Mark, którego poznaliśmy już pierwszym tomie, jako tego spokojnego i ciepłego oraz Daniel, imprezowicz, kobieciarz, który nie potrafi długo zagrzać miejsca w jednym łóżku z jedną kobietą. Dlatego autorka bardzo ciekawie scharakteryzowała ich relacje; ich wzajemne uczucia, niechęć, a jednocześnie pomoc Bridget – każdy z nich chciał być tym najlepszym.
Dziennik Bridget Jones. Dziecko to istna komedia pomyłek, gdzie wszystko jest wymieszane i poplątane, nic nie jest takie jak się wydaje. Cóż dziwnego – Jones jest kobietą, która kocha komplikacje i kłopoty. I sama je na siebie sprowadza nieodpowiednim zachowaniem. Jednak nie da się jej nie lubić. Jest zabawna, ciepła i każda z nas może w niej znaleźć jakąś cząstkę siebie. Dlatego książki Helen Fielding osiągnęły tak wielki sukces, zaczytują się w nich kolejne pokolenia, a nowe tomy są rozchwytywane jak świeże bułeczki. Ekranizacje zbijają fortuny, a Renee Zelgeweer nadal jest kojarzona głównie z roli Bridget (chociaż po operacjach plastycznych jakie przeszła jest nie do poznania i zmieniła się wcale nie na lepsze).
Ja sama nie nazwałabym tej części pełnoprawnej. Jest to dla mnie uzupełnienie, taki mostek pomiędzy drugim a trzecim dziennikiem Bridget, tym o przyszłości. Dziecko czyta się szybko, wystarczą w zupełności dwie godzinki, aby się z tą książką uporać. Odnoszę wrażenie że Helen Fiedling chciała przybliżyć swoim czytelniczkom życie Jones, pokazać jej problemy związane z niespodziewanym macierzyństwem. Jest to pozycja obowiązkowa dla wszystkich fanek Bridget Jones i jej kłopotów.
Czyli jest ciut inaczej niż z filmowej wersji trzeciej części przygód Bridget – tam bowiem drugim amantem jest ktoś inny. Ja i tak zawsze kibicuję Markowi xD A książkę chętnie przeczytam, bo lubię dwie wcześniejsze części i to niezależnie od tego, jak bardzo kocham filmy xD
Wstyd się przyznać, ale przygody Bridget znam tylko z filmów! Nie mniej jednak, chcę nadrobić i książki 🙂
Nie czytałam żadnej książki, ale za to obejrzałam filmy. Ostatnia część bardzo mi sie podobała, ja jeestem jednak team Mark. <3
Ta część o przygodach Bridget jeszcze przede mną, ale podejrzewam, że stanie się moją ulubioną.
Muszę w końcu zabrać się za książki o Bridget! W końcu uwielbiam filmy!