Fabio, walcz. „Pierwsza lekcja tańca” Peter Pezzelli PRZEDPREMIEROWO
Każdy z nas ma swoje marzenia Jedni drobne, mniejsze. Inni marzą o rzeczach wielkich i robią wszystko, aby dojść do nich. Stawiają je sobie za cel, który wszelkimi siłami muszą osiągnąć. Do takich osób należy Fabio Terranova, młody i dobrze zapowiadający się tancerz, który marzy o tym, ze któregoś zatańczy na Broadwayu. Jednak los lubi płatać figle, o czym wszyscy się przekonaliśmy nie raz i nie dwa. Chłopcu nie jest dane spełnić swoje marzenia. Pewnej letniej nocy dochodzi do strasznego wypadku, podczas którego ginie partnerka Fabia – Caterina i jego przyjaciel Enzo. Tylko Terranova uchodzi z tego żywy. Jest w ciężkim stanie psychicznym i fizycznym. Jego matka, aby pomóc mu oderwać się od tych zdarzeń wysyła go do wuja, do Ameryki. Zio Rico uczy go trudnej sztuki dmuchania szkła. Czy Fabio uwolni się od demonów przeszłości i zacznie na „nowo” normalnie żyć?
Piękna okładka, przedstawiająca widok na jedno z włoskich miasteczek (które swoją drogą bardzo chciałabym kiedyś zobaczyć)od razu przyciąga wzrok. Pierwsze lekcja tańca na pierwszy rzut oka wydaje się być powieścią lekką, która idealnie umili jedno z zimowych popołudni. I tak przenosimy się do malowniczych Włoch i poznajemy Fabio. Przy pierwszym spotkaniu nie zyskał on mojej sympatii. Wydał mi się zauroczonym w sobie, egoistycznym chłopcem, który myśli, że może mieć wszystko czego zapragnie, który wszystkich innych (a szczególnie dziewczyny, które nie są jego godne) traktuje z góry. Chociaż wiedziałam że dojdzie do wypadku nie potrafiłam wzbudzić sobie współczucia co do Terranovy. Jednak gdy już jest po wszystkim i Fabio znajduje się u wuja zaczęłam pałac do niego sympatią, która wywiązała się ze współczucia. I zaczęłam trzymać za niego kciuki i to bardzo mocno. Wypadek go zmienił. Najpierw stał się zamkniętym w sobie, poobijanym psychicznie i fizycznie młodym mężczyzną, a następnie zaczął przechodzić wewnętrzną przemianę.
Książka wcale nie jest taka lekka, jaka z pozoru mogłaby się wydawać. Jest w niej wiele cierpienia i bólu, który wprost emanuje od Fabia. Czytając, zaczęłam coraz bardziej przekonywać się co do chłopaka i bardzo, ale to bardzo chciałabym mu pomóc.
Niestety, czasami powieść czytało mi się strasznie ciężko. Musiałam przerywać, aby jeszcze bardziej się nie zniechęcić, albo żeby nie pominąć dwóch czy trzech rozdziałów, żeby poznać zakończenie które bardzo mnie interesowało. Dziwiłam się skąd ta rozbieżność –z jednej strony fabuła i historia Fabia chwyciła mnie za serce, ale z drugiej czasami się nudziłam. Może dlatego że po pierwszych rozdziałach czegoś więcej wymagałam od tej historii? Bardzo również żałuje, że autor mało miejsca poświęcił opisowi wykonywanej pracy. Chociaż Fabio przy piecu do wypalania szklanych dzieł spędzał dużo czasu, ciągle czułam niedosyt. Ale za to przy opisach potraw ślinka napływała mi do ust i od razu moje myśli (a nawet i kroki) kierowały się w stronę kuchni i lodówki. Włoska kuchnia należy do moich ulubionych.
Reasumując –Pierwsza lekcja tańca jest powieścią dobrą, wcale nie lekką, ale też z niesamowitym klimatem, którego zapomnieć się nie da. Ja musiałam ją czytać fragmentami, dawkować ją sobie, aby wszystko zrozumieć. Może kogoś innego wciągnie i zaintryguje tak, że przeczyta ją „na raz”. Pierwsza lekcja tańca to powieść, nad którą warto się chwilę zatrzymać. Daje ona swoistego przysłowiowego „kopa do działania” i nie poddawania się.
Za książkę dziękuje Wydawnictwu Literackiemu!
Powieść ukaże się 5 lutego 2015 roku.
Piękna okładka już zachęca do czytania, a skoro jeszcze fabuła jest interesująca, to chętnie przeczytam ! 🙂
O rety, ale śliczna! Własnie myslałam, że to taka lekka pozycja, a tu zaskoczenie… A wiesz, ja nie bardzo lubię takie ciężkie książki, gdybym miała więcej czasu na przeczytanie to super, ale z egzemplarzami recenzenckimi jest tak, że trzeba szybciutko przeczytać:) ale nie wiem czy się oprę!
Chyba to jednak książka nie dla mnie, daruję sobie ;d
Kiedyś bardzo chciałam tańczyć, jednak za daleko miałam na kursy. Może z ciekawości skusze się na opisaną historię 🙂
Raczej nie dla mnie, ale zdjęcie na okładce wywołało u mnie potrzebę udania się do Włoch. 😀
Sama nie wiem, jakoś nie mam przekonania do tej książki, choć nie skreślam jej całkowicie.
A ja chętnie bym poczytała o wypalaniu przedmiotów ze szkła:)
Okładka piękna, ale chyba jednak jak na razie lekturę sobie daruję.
Mimo, że nie wypadła źle ta książka, i mimo, że wielbię Włochy to jednak nie przekonuje ona mnie do siebie. Szkoda, że czytało się ją momentami ciężko.
Ale piękna okładka. Już się zakochałam w tej książce. Cieszę się, że jej wnętrze też jest warte uwagi.