Nie bój się Lilly. „Żona oficera” Philippa Gregory
Małżeństwo bez miłości? Dla nas, wychowanych w XXI wieku jest to nie do pomyślenia. Zazwyczaj długo zastanawiamy się nad naszym wyborem. Staramy się najpierw dobrze poznać tą drugą osobę. Musimy być pewni naszych uczuć. Jednak jeszcze sto lat temu kobiety wychodziły za mężczyzn których nie kochały. Bo tak wypadało. Bo rodzice tak zadecydowali. Nie mogły same wybrać. Zastawiały ukochanych , a do ołtarza szły z niemal obcymi sobie mężczyznami. I chociaż z czasem uczucie się pojawiało, to niekiedy życie z taką osobą stawało się prawdziwym dramatem.
Lilly Valance jest świetnie zapowiadającą się młodą tancerką. Jej matka każdy odłożony grosz inwestowała w lekcje tańca, śpiewu czy dykcji dziewczyny. Chciała, aby jej córka miała przed sobą lepszą przyszłość. Ojciec dziewczyny zginął w czasie wojny, a jej widmo towarzyszyło Lilly przez niemal całe dzieciństwo, dlatego gdy dorosła, nie chcę słyszeć o tamtych czasach. Stara się odciąć od przeszłości, żyć teraźniejszością i zrealizować swoje plany i marzenia.
W czasie jednego ze swoich debiutanckich występów Lilly spotyka kapitana Stephena Wintera, który młodziutką kobietą jest zafascynowany. I chociaż ich znajomości przeciwna jest matka dziewczyny, to jednak zgadza się na kilka spotkań, w czasie których mężczyzna zaczyna coś czuć do Lilly. Jednak nie jest ona taki, jaki się najpierwszy rzut oka wydaje. Stephen walczył na wojnie, a jej widmo towarzyszy mu do dnia dzisiejszego. Gdy niespodziewanie umiera matka Lilly, godzi się ona wyjść za Wintersa. Nie wie, że jej przyszłe życie, w domu, gdzie nauczono się milczeć w przypadku jakichkolwiek problemów, nie będzie usłane różami.
Gregory poznałam w nieco innym wydaniu. Na razie za mną cała seria o Wojnie Dwu Róż, którą jestem zachwycona tak samo jak i pierwszym tomem z Cyklu Tudorowskiego. I chociaż Czarownica, która nie należy do obu serii, przypadła mi do gustu przez rozpoczęciem Żony oficera miałam pewne obiekcje. Jakie są moje wrażenia?
W książce akcje można porównać do powolnego nurtu rzeki, który od czasu do czasu musi pokonywać jakieś przeszkody- czasem większe, a czasem mniejsze. Dopiero gdy dochodzi do urwiska przyśpiesza i staje się wodospadem. Żona oficera jest powieścią, której trzeba poświęcić trochę czasu. Nie da się jej przeczytać tak na raz czy dwa. Aby się „wciągnąć” należy spokojnie usiąść, czytać fragmentami i nie wszystko na raz, bo wtedy powieść wyda nam się nudna. A uwierzcie mi na słowo, wcale tak nie jest. Ja sama czytając chwilami wątpiłam, czy uda mi się dobrnąć do ostatnie strony. Niektóre fragmenty były rozciągnięte i rozwleczone w czasie jak tylko się dało, a ciekawe momenty i chwile szybko się kończyły. Dopiero gdy Lilly, już jako mężatka, przeprowadza się do domu Wintersów, zaczęłam się bardziej wciągać.
Autorka skonstruowała cudowne postacie. Z wadami, nie idealne. Lilly, która z początku wydawała mi się trzpiotką, która nic nie wie o prawdziwych problemach i ma zbyt wysokie mniemanie o sobie, pokazała swoją prawdziwą twarz dopiero z czasem. Okazało się że jest kobietą, która będzie starała się zrobić niemal wszystko, aby dopiąć swego. Nawet siedzieć cicho jak przysłowiowa mysz pod miotłą i udawać kogoś, kim nie jest. Oprócz ojca jej męża, który leży w łóżku sparaliżowany, nie ma ona bliskiej sobie osoby w tym „nowym” życiu. Wywodzi się z warstwy pracującej, co budzi niechęć pani Winters . Nosiła ona maskę, aby móc ukryć się przed otaczającym ją światem. Musiała żyć w domu, gdzie na wszystko kładziono „kurtynę” milczenia. O problemach się nie rozmawiało, co sprawiło, że Lilly musiała stać się twarda.
Natomiast Stephen który z początku wydawał mi się gentelmanem, pełnym wyrachowania mężczyzną który dla ukochanej jest w stanie zrobić wszystko, nie ukrywał długo swojej prawdziwej twarzy. Zmieniła go wojna. Pozostawiła trwały ślad w jego psychice, chociaż wydaje mi się że był on taki przez całe swoje życie, krzywdzony przez rodziców, którzy bardziej kochali jego starszego brata. Dopiero później, traumatyczne wydarzenia w których uczestniczył odpaliły zapłon, który doprowadzić miał do wybuchu. Jednak jego prawdziwą twarz odkrywa autorka krok po kroku.
Ich wspólne relacje nie były łatwe, chociaż z początku ich życie zapowiadało się być sielanką. Z czasem każde z nich zaczęła pokazywać swoją prawdziwą twarz, a to co czują do siebie byłoby idealne studium przypadku dla niejednego psychoterapeuty.
Zakończenie mnie zaskoczyło i zamurowało. Nie spodziewałam się że akcja potoczy się w tym kierunku, sprawiając że do ostatnich rozdziałów wracałam trzy razy, przez co nie spałam dotrzecie w nocy. Musiałam sobie wszystko w głowie ułożyć.
Książkę polecam wszystkim, którzy chcą sobie zająć czas. Żona oficera jest powieścią dobrą, wartą przeczytania i zapamiętania.
Za książkę serdecznie dziękuje Grupie Wydawniczej
Jeszcze nie czytałam, ale będę mieć na uwadze 🙂
Dopiero poznaję autorkę, przeczytałam jej "Dziedzictwo". Ta książka na pewno będzie w moich łapkach 🙂
Ojej toś mnie teraz zaintrygowałaś, musze kiedyś przeczytać, ale kiedy? 🙂
Bardzo, bardzo chcę przeczytać <3
Zastanawiałam się nad tą książką, ale na razie spasowałam. Chyba raczej nie tym razem 😉
recenzjeami.blogspot.com
Mnie też bardzo podobała się ta książka 🙂
Muszę poznać wreszcie twórczość tej autorki no i ta szata graficzna, no po prostu piękna!
Na pewno w przyszłości zapoznam się bliżej z tą książką. Bardzo lubię Philippę Gregory 🙂
Osobiście bardzo lubię takie klimatycznie, niespiesznie płynące obyczajówki. A tym finałem powieści czuje się zaintrygowany 😀
Zaskakuje mnie ilość książek Gregory, która w ostatnim czasie pojawiła się u nas. Każdą chciałabym poznać, a czasu tak mało. W każdym razie "Żonę oficera" też będę miała na uwadze, chociaż to opowieść raczej inna od standardowych historii pisanych przez Gregory.
Nie znam twórczości tej autorki, ale bardzo chce to zmienić, i tak właśnie się zastanawiam, czy nie zacząć swoją przygodę z jej książkami od powyższej pozycji?
W końcu przyjdzie czas że poznam twórczość Gregory. Musi tylko nadejść odpowiedni moment 🙂