Transylvanian Concubine. „Czarowinice z Wolfensteinu. Pierścień i sito” Julia Bernard
Każdy z modnych gatunków (przeważnie młodzieżowych) przeżywa prawdziwe bum! Nagle, za sprawą jednej książki, jak Zmierzch czy Igrzyska Śmierci, na rynku wydawniczym pojawia się tysiące książek o wampirach, wilkołakach, nimfach, elfach, trollach (tak, nawet trollach), czy o ludziach, którym przyszło żyć w świecie po apokalipsie. Tak samo jak jedna z wielu pokochałam Zmierzch i mrocznego Edwarda, ale już po kilku miesiącach moja fascynacja zmieniła się w zażenowanie. I gdy poczytywałam inne książki to trafiałam na zarówno te lepsze, przy których zapierało mi dech w piersiach, jak i te gorsze, którymi miałam ochotę rzucić o ścianę, wyciągnąć z książki bohaterów, porządnie nimi potrząsnąć i sprawić, by zaczęli zachowywać się inaczej, lepiej, rozsądniej. Ogólnie, żeby zaczęli MYŚLEĆ, co chyba nie jest wielkim wymogiem. Niestety, tych drugich jest zdecydowanie więcej. I przez to z wielkim sceptycyzmem podchodzę do książek o wilkołakach, wampirach, trollach, elfach i czarownicach. A jak wszystkie z tych stworów można spotkać w jednej książce … wymiękam i raczej nie sięgam po takie powieści.
Gdy zobaczyłam książkę Julii Bernard, Czarownice z Wolfensteinu byłam dość negatywnie nastawiona. Czarownice, świat wilkołaków, wampirów innych mrocznych stworów, a nawet starożytnych, słowiańskich bogów? Jednak postanowiłam zaryzykować. Może ta książka nie jest taka zła- w końcu nie spotkałam jeszcze książki od Videografu, która by mi się nie spodobała. Czy się nie pomyliłam?
Amelia jest normalną dziewczyną, z nienormalną mamą Martyną, panią anestezjolog, z manią czystości i kontroli nad wszystkim, zwłaszcza nad córką. Oczywiście- z troski i z miłości, oraz niepokoju. Stara się, aby ich życie było poukładane. Jednak wie, że to tylko pozory i wszystko znane i poukładane, w każdym momencie może się skończyć. I tak się dzieje w pewną Haloweenową noc, kiedy w Amelii przebudza się moc i dochodzi do Przemiany, która da jej możliwość zobaczenia innego, magicznego świata Nawii. Martyna pochodzi ze starożytnego rodu czarownic Hohenstauf, które zamieszkują stary dwór Wolfenstein, a moc przekazują sobie pokolenia na pokolenie. I chociaż kobieta była względnie przygotowana na cała sytuację, zaczyna się bać. Zabiera córkę do domu swojej matki- Adeli, do rodzinnej posiadłości. Tam dziewczyna ma przejść przez sześć tygodni, szkoląc się pod okiem babki, której do tej pory nie znała. Jak poradzi sobie z tym wszystkim Martyna- demoniczny wampir, przystojny wilkołak i Triumwirat, który czyha na życie Amelii? Czy młoda czarownica ma szansę na życie, chociaż w najmniejszym stopniu będzie takie jak sprzed Przemiany?
Sięgałam po książkę z pewnymi obawami (o czym wspomniałam), ale zamknęłam ją oczarowana i z wielkim uśmiechem, bo Pierścień i Sito to dopiero część pierwsza książek, o Czarownicach z Wolfensteinu. Żałuje tylko, że trzeba na nią trochę poczekać. Bo autorka zakończyła powieść w najbardziej emocjonującym momencie, gdy czytelnik wstrzymuje powietrze w oczekiwaniu na dalsze losy bohaterów, nad którymi stanął dramatyczny znak zapytania.
Z tej książki powinni brać przykład inni autorzy, którzy porywają się na powieści o istotach nadprzyrodzonych. Julia Bernard włożyła dużo pracy, aby stworzyć książkę tak doskonałą, tak wstrząsająca i tak wciągającą. Wszystko w niej zasługuje na głęboki ukłon: bohaterowie, akcja, wydarzenia… Żadna z postaci nie jest pominięta, każdą można poznać i zrozumieć, a w dodatku wszystkie różnią się od siebie. Ich przeszłość autorka odkrywa powoli, nie zdradzając wszystkiego od razu. I bardzo skupia się ich poszczególnych cechach charakteru, stwarzając postacie tak wiarygodne, że mogłyby stanąć tuż obok mnie i być naturalne. Bo to jest sztuka.
Martyna, perfekcyjna pani anestezjolog była postacią, której charakter i zachowanie najbardziej się zmieniło. Pod wpływem Przemiany swojej córki poczuła, że odzyskała jakąś część swojej wolności. Stało się to co się miało stać, jej Amelka jest pod opieka Adeli, w Wolfensteinie, gdzie dziewczyna może czuć się bezpieczna i nic jej tam nie grozi. W jej otoczeniu pojawia się wampir, który również odegra niemałą rolę w całej historii. Amelia, bardzo przypomina niemal każdą nastolatkę z najlepszym przyjacielem/przyjaciółką, z pierwszą miłością, wadami i pewnymi tajemnicami, które chcę zachować dla siebie. Poczułam do niej wielką sympatią. Nie była wzorem postaci „oh jaka jestem odważna, zdolna i stawie czoła Przemianie i będę od razu błyszczeć i wszystko będzie już taaakie proste”, jakie można często spotkać w książkach, które stoją na niższym poziomie niż Czarownice.
Julia Bernard stworzyła powieść pełną zwrotów akcji, napięcia, zagadek i pytań, na które w większości nie ma odpowiedzi, bo na nie odpowie później, w dalszych tomach. Jest to jednocześnie książka, która wymaga skupienia i czasu, bo nie da się jej przeczytać błyskawicznie. Trzeba się nią delektować, odkładając raz na jakiś czas, aby wszystko przemyśleć i zrozumieć. Bo czytanie po łepkach tylko popsuje efekt tej powieści.
Ja sama czekam z niecierpliwością na kolejny tom książki Bernard.
Mimo iż zachęcasz to ja się przejadłam już wampirami, wilkołakami, a nawet czarownicami…
Słyszałam, strasznie chciałabym przeczytać! O czarownicach nadal niewiele miałam okazję przeczytać.
Ja też jestem uprzedzona w stosunku do książek o takiej tematyce. Na razie pasuję, bo mam co czytać, ale może kiedyś zdecyduję się przeczytanie tej powieści.
Bardzo mnie zaciekawiłaś. Lubie od czas do czasu poczytać coś o istotach nadprzyrodzonych, dlatego chętnie zapoznam się z powyższą pozycją.
Mnie jakoś nigdy do tych klimatów nie ciągnęło…
To bardzo denerwujące, gdy akcja kończy się w emocjonującym momencie. Może się skuszę na tę serię 🙂
ja chyba podziękuję. Kurcze, teraz jest taki wysyp młodzieżówek, że ciężko dostać poważną literaturę fantasy… Ale takie książki też są potrzebne, aby oderwać się od rzeczywistości 😉